niedziela, 8 maja 2016

Świętokrzystki Park Narodowy, 06-07 maja


Zapraszamy do Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Park odwiedziliśmy po raz drugi, pierwszą wyprawę zafundowaliśmy sobie tuż przed ślubem, w piękną polską październikową jesień 2012 roku (relacja tutaj). Jeśli wtedy była to wyjątkowa podróż przedślubna, tak tym razem w podróży towarzyszyła nam nasza pociecha - pięciomiesięczna córka, Małgorzata. Od teraz będziemy podróżowali w trójkę...



Krótki wypad do Parku rozpoczęliśmy od złapania noclegu w Świętej Katarzynie, małej wiosce słynącej z Zespołu Klasztornego Bernardynek. My zatrzymaliśmy się bardzo blisko wyjścia na główne szlaki: czerwony na Łysicę i niebieski w kierunku Bodzentyna. Ponieważ tym pierwszym przeszliśmy 4 lata temu, dlatego teraz wybraliśmy niebieski. Jest to bardzo malownicza, cicha trasa przebiegająca przez tereny podmokłe, stąd ustawione gdzieniegdzie kładki. Szlakiem wychodzi się przepiękną drogą lokalną do Bodzentyna.


PIEKARNIA KIERNOŻYCKICH
Bodzentyn jest jedną z ciekawszych miejscowości na mapach Gór Świętokrzyskich, tutaj też swoją siedzibę ma dyrekcja Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Bodzentyn ma w turystycznym menu całkiem ładny rynek, a właściwie...dwa rynki. Miejsce słynie z produkcji mocnej, pieprznej kiełbasy, kwasu buraczanego i chleba, wypiekanego od 1937 roku w ten sam sposób - tworząc zakwas metodą 24 godzinnej, 4 etapowej fermentacji. Chleb ten powstaje w kultowej piekarni założonej przez Stanisława Kiernożyckiego. Bochenki pieczone są w reliktowych formach w piecu opalanym drewnem, a ciasto miesza maszyna, działająca nieprzerwanie od ponad 60 lat. W tej wyjątkowej, muzealnej piekarni pracuje człowiek, który zaczął jako czternastolatek, a dziś ma 75 lat. Jest on fachowcem wypieku, ale i obsługi pieca drewnianego, bo trzeba iście mistrzowskiego wyczucia, by idealnie upiec bochenki w buchającym z drewna ogniu. "Nasze chleby są rękodziełem, wyrobem naturalnym. Dlatego jeden bochenek może być idealny, ale następny pęknie, inny będzie niekształtny. To chleby robione z pasją" - powiedział nam właściciel piekarni, wnuk mistrza Stanisława, Marek Bzówka. Faktycznie, chleby z piekarni Kiernożyckich przy ulicy Straży Pożarnej są znakomite. Najlepszych dowodem są pustki na półkach w godzinach popołudniowych. W sobotę przyjechaliśmy o godzinie 8, celem zakupienia słodkich bułek, ale i tych już o tej porze nie było. Dziś taka polityka to rzadkość, zdecydowana większość piekarń w pogoni za zyskiem, lub panicznym strachem przed widmem wyczerpania asortymentu wytwarza zbyt dużo, żeby dało się sprzedać i skonsumować. Tu, w Bodzentynie piecze się z nastawieniem na jakość a nie ilość, stąd pustki na półkach. Podziwiamy.





ZAGRODA CZERNIKIEWICZÓW
Wasąg czyli wóz, dzierżak bijak (cep), polepa (gliniana podłoga), mątewka (ręczna ubijaczka), ceber (duże, drewniane wiadro)... te i inne nazwy dawnych urządzeń gospodarstwa domowego można poznać w Bodzentyńskiej Zagrodzie Czernikiewiczów z 1809 roku, która jest eksponatem w ramach Muzeum Wsi Kieleckiej. Wykonana z drzewa jodłowego zagroda przenosi kilka epok wstecz, prezentując sprzęty domowe, oraz rolnicze. A zaczęło się od tego, że właścicielka domu nie miała pieniędzy na remont zagrody (przeciekał dach), dlatego wybudowano tej pani dom nieopodal, kobieta dostała także rentę. W ten sposób nieruchomość stała się własnością Muzeum Wsi Kieleckiej. Bardzo ciekawym eksponatem jest stępa nożna - drewniane urządzenie do mielenia zboża, gdzie tłuczek jest przymocowany do drewnianego drąga, pełniącego rolę wagi. Naciskając nogą wagę tłuczek unosi się, po zwolnieniu nacisku opada, miażdżąc zboże. Czy ktoś pamięta, że kiedyś istniał zawód tzw. druciarza, którym był człowiek drutujący pęknięte garnki, a ospa to nie tylko choroba, ale też karma z otrębów zbożowych? Bardzo fajne muzeum.








Z innych ciekawostek odkryliśmy - o czym nie piszą przewodniki - Sklep Meblowy w budynku z 1919 roku. Drzwi tego zabytku do dziś pozostały niewymienione, podobnie podłoga, która dosłownie "pracuje" z każdym stawianym krokiem. Pierwotnie w największym wówczas budynku w okolicy, był tutaj sąd, następnie między innymi kolegium nauczycielskie i internat. Dziś tę zabytkową budowlę dzierżawi pewien zapaleniec, sprzedając meble. Jak nam powiedział ów właściciel sklepu "Nikt tutaj nie chce prowadzić interesów, bo ten budynek się na wiele nie nadaje".


Po drodze zajrzeliśmy na ruiny okalających niegdyś miasteczko murów obronnych...:



...oraz do gotyckiego Kościoła WNMP oraz św. Stanisława Biskupa z XV wieku, gdzie zwraca uwagę zwłaszcza przepiękny ołtarz z 1546 roku, kiedyś należący do Katedry Wawelskiej, w 1728 roku przeniesiony do Bodzentyna.

W Bodzentynie nie tylko odkryliśmy kilka miejsc z przeszłością, ale i trafiliśmy na całkiem współczesny odpust przy okazji komunii. Wspominając dzieciństwo skusiliśmy się na watę cukrową u pana, który własnoręcznie skonstruował maszynę do robienia waty, między innymi wykorzystując do tego celu tłok z Ziła. Wata była pyszna, jak kiedyś.


Drugiego dnia skoczyliśmy jeszcze zielonym szlakiem w kierunku Bukowej Góry. Szlak, nazwany Pasmem Klonowskim, niewiele ma wspólnego z drzewami, nieopodal bowiem położona jest wieś Klonów. Szlak w końcowym etapie prezentuje okazałe buki i otoczenie z dosyć nudnego lasu świerkowego przeistacza się w cudowny, buchający zielenią pejzaż.


To było tyle z krótkiego wypadu z naszą pociechą. Mieliśmy trudne momenty, ale było cudownie, także za sprawą przemiłych ludzi, którzy służyli pomocą, dawali wskazówki i chętnie opowiadali, jak Marek Bzówka. Wiele osób zachwycało się Gosią, a ta odwzajemniała uśmiech. Jedynie brakowało jakiejś porządnej restauracji w Bodzentynie, ale tamtejsza pizzeria oferuje na szczęście całkiem smaczną pizzę. Polecamy!


Marcin, Marzena Bareła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz