wtorek, 28 stycznia 2020

Wycieczka (koleją): Ustroń, 26 stycznia


RYS HISTORYCZNY
Kolejny wypad jednodniowy - padło na Ustroń. Pojechaliśmy pociągiem, bo jest połączenie bezpośrednie z Myszkowa, a w pociągu dzieciaki mogą swobodnie buszować. Na miejscu zastaliśmy miasto niepozorne, jednak z wielowiekową tradycją. Ustroń jest jedną z najstarszych osad Śląska Cieszyńskiego, a pierwsze wzmianki o nim pochodzą z roku 1305. Początkowo była to wieś książęca należąca do Piastów Śląskich, a od roku 1653 do dynastii Habsburgów. Przez lata Ustroń był typową osadą pastersko – rolniczą, gdzie o jakimkolwiek przemyśle nie było mowy ale zmieniło sie to w 1772 roku, po wcześniejszym odkryciu rudy żelaza. Wtedy to uruchomiono w Ustroniu hutę, kuźnię, odlewnię oraz walcownię. Ale - co brzmi jak paradoks - rozwój przemysłu hutniczego jest ściśle powiązany z odkryciem walorów leczniczych miejsca. Otóż, kiedy tutejsi hutnicy zauważyli, że kąpiele w wodzie ogrzanej płynnym żużlem wielkopiecowym łagodzą dolegliwości reumatyczne, na polecenie arcyksięcia Alberta w 1804 roku wybudowano specjalną łaźnię. Skuteczność gorących wód została wstępnie potwierdzona badaniami lekarskimi. Sprawy potoczyły się szybko. W XIX wieku odkryto w okolicach Ustronia pokłady borowiny i źródło wód żelazistych. Pokłosiem powyższego było uruchomienie, w roku 1901, Zakładu Kąpieli Borowinowych, w którym zaczęto przeprowadzać zabiegi lecznicze...

Włodarze nie pozostawali bierni - w latach 20. i 30. XX wieku Ustroń bardzo się zmienił. Uregulowano brzegi Wisły, dokonano elektryfikacji wsi, powstały korty tenisowe, oddano do użytku basen kąpielowy. Zadbano też o parki i ścieżki spacerowe. Wreszcie, 28 grudnia 1956 roku Ustroniowi przyznano prawa miejskie, a w roku 1967 miasto otrzymało status uzdrowiska. Wkrótce powstał ośrodek wypoczynkowy w dolinie Jaszowca, ośrodek leczniczo – rehabilitacyjny w Zawodziu, wybudowano liczne sanatoria i domy uzdrowiskowe. Obecnie Ustroń jest znaną miejscowością uzdrowiskowo – wczasową, w której leczy się m.in. choroby narządów ruchu, dróg oddechowych, układu krążenia, układu nerwowego. Lecznicze wody i górski klimat ściągają do miasteczka setki kuracjuszy. Do Ustronia przyjeżdżają też miłośnicy wędrówek po górach, rowerzyści i narciarze. Dziś, obok Goczałkowic - Zdroju, miasto jest jedynym uzdrowiskiem w województwie śląskim. Ustroń liczy około 16 000 mieszkańców.

SPACER PO USTRONIU
Spacer po mieście rozpoczynamy od wizyty w cukierni Bajka, by następnie odwiedzić Kościół św. Klemensa. Pierwotnie drewniany obiekt, został erygowany w 1785 roku. Na dzisiejszy kościół przysposobiono kaplicę należącą do zabudowań zlikwidowanego sierocińca jezuickiego, które do dziś przylegają do korpusu świątyni. Kościół poświęcono w roku 1788. W następnym stuleciu budynek rozbudowywano, m.in. dostawiając w latach 30. murowaną wieżę. Wyposażenie wnętrza pochodzi głównie z XIX wieku. Uwagę zwracają, stojące przy głównym ołtarzu, późnobarokowe rzeźby św. Piotra i Pawła.

Następnie idziemy pod Bibliotekę Miejską, by podziwiać fantastyczny mural, który ma 500 m kw. powierzchni. Przez kilka tygodni pracowało nad nim sześcioro artystów z całej Polski. Stworzenie muralu było częścią rewitalizacji gmachu biblioteki, który składa się z zabytkowego budynku tzw. starej szkoły i pawilonu dostawionego niejako później na jego tyłach. Ponieważ budynki niespecjalnie się "polubiły", poza tym dostawiony budynek był w katastrofalnym stanie, tutejsi urzędnicy zdecydowali, że elewacje budynków zostaną pokryte muralem, dzięki któremu będą do siebie nawiązywać, a samo dzieło stanie się miejską atrakcją - wszak biblioteka znajduje się w centrum Ustronia. Myślę że był to doskonały pomysł.

Przestrzenny, wręcz jakby iluzjonistyczny mural pokrywa siedem ścian. Na największej znajdziemy kopię wnętrz biblioteki w Dublinie, z jej łukowatym sklepieniem i wysokimi na kilka metrów regałami zapełnionymi książkami. Obrazy na ścianach dostawionego budynku nawiązują do wnętrz biblioteki w Edynburgu, ale nie brak detali nawiązujących lokalnie. Na pozostałych ścianach artyści odtworzyli przedwojenne fotografie charakterystycznych dla Ustronia miejsc - ratusza, zakładu przyrodolecznicznego, szałasu pod Czantorią. Naprawdę warto podejść i podziwiać, bo jest na co popatrzeć...

Jeszcze krótka wizyta na zrewitalizowanym, ale dosyć skromnym Rynku i możemy iść dalej.

UZDROWISKO USTROŃ
Przekraczamy Wisłę i idziemy w górę, do części uzdrowiskowej. Ustroń chwali się jako jeden z największych tego typu kompleksów uzdrowiskowych w Europie, choć na pierwszy rzut oka nie robi takiego wrażenia. Obiekty sanatoryjne są rozproszone i położone na wzgórzach, widać rozbicie bazy zabiegowej (osobny budynek pijalni wód). Ze względu na specyficzny mikroklimat, leczy się tutaj choroby serca, ale nie tylko. Występowanie naturalnych złóż solanki i borowiny sprzyja leczeniu chorób układu oddechowego, chorób reumatycznych oraz stawowo-mięśniowych. Można paczkę borowinki do samodzielnych okładów i butelkę solanki do inhalacji kupić w dobrej cenie, co pieczołowicie uczyniliśmy. Ceny są przystępne - wszak u producenta najtaniej. Zagościliśmy w pijalni wód i rozkoszowaliśmy się mineralną wodą z głębin oraz widokami za oknem.

Wracając do chorób serca - od sierpnia 2010 roku właścicielem większościowego pakietu Przedsiębiorstwa Uzdrowiskowego „Ustroń” S.A. jest spółka Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca posiadająca ogromne sukcesy w dziedzinie kardiologii oraz kardiochirurgii. Spółka została założona w 2000 roku przez grupę wybitnych lekarzy z Polski i ze Stanów Zjednoczonych. Spośród obiektów sanatoryjnych wyróżnia się Równica - gigantyczny, dziesięciopiętrowy budynek z bocznym czteropiętrowym skrzydłem. Jednorazowo mieści się tu nawet ponad 1500 kuracjuszy. Baza zabiegowa jest tu bogato wyposażona, na poszczególnych poziomach znajduje się mnóstwo gabinetów zabiegowych, dysponuje kilkoma salami gimnastycznymi, basenami solankowymi, itp.

Po drodze mijamy Kościół św. Brata Alberta. To obiekt współczesny, ale przepiękny. W 1994 r. poświęcono tu kaplicę pw. św. Brata Alberta, podczas gdy obok budowano nową świątynię. W 2000 r. ośrodek duszpasterski został podniesiony do rangi samodzielnej parafii. W środku zwracają uwagę detale, jak rzeźbienia ścienne, malowidła czy posągi.

Po wizycie na placu zabaw (punkt dnia dla dzieci), jeszcze dobry obiad w restauracji Sissy, gdzie można zjeść pizzę porównywalną do tej we Włoszech, a wiem co piszę, bo jadłem włoską pizzę i pora wracać. Pociąg powrotny to świetna zabawa w towarzystwie dzieci i dorosłych. Antek podrywa dziewczyny (zwłaszcza te z telefonami), wyjada z Gosią młodzieży paluszki (pewnej ekipie zjedli całą paczkę), a pani konduktorka pozwala pobawić się kasownikiem i ogólnie jest wesoło. Wracamy napojeni dobrą wodą i naładowani pozytywną energią. Następna wycieczka zapewne już niedługo.


Marcin Bareła

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Wycieczka: Skrzydlów - Kłobukowice - Kruszyna - Gidle - Przyrów


Piękna niedziela, 5 stycznia. Śniadanie i spontaniczna decyzja - jedziemy na jednodniówkę. Z Anteczkiem - po raz pierwszy na odkrywanie opuszczonych budynków - tzw. urbex i nie tylko... Zaczynamy od Zespołu Dworskiego w Skrzydlowie. Obiekt był pierwotnie własnością Jana Reszke, wybitnego śpiewaka operowego. Tutaj też, a mowa o połowie wieku XIX, Reszke mógł rozwijać nie tylko śpiew w pięknych okolicznościach przyrody, ale i drugą pasję jaką były konie. Była tu stadnina oraz nowoczesna stajnia sportowa. Stadnina Koni Skrzydlów - po II wojnie światowej upaństwowiona - odgrywała ważną rolę w polskiej hodowli koni angloarabskich, a od lat 60. XX w również małopolskich. Dzięki najlepszym francuskim angloarabom stanowiącym trzon hodowli w początkowych latach, dzięki niemal nieograniczonemu dostępowi do wyselekcjonowanego materiału genetycznego i wymianie fachowej wiedzy pomiędzy stadninami, urodziło się w Skrzydlowie wiele wybitnych koni sportowych.
Był tutaj także drewniany dworek myśliwski, nazywany rządcówką, ale spalił się w latach 90. Cały dworek znajdował się w pięknym parku widokowym, w pobliżu murowanego dworu Jana Reszke, kaplicy mszalnej z 1830 r. oraz pozostałości toru wyścigowego i stadniny koni rasy angielskiej. Stadnina działała jeszcze do końca lat 90. ubiegłego wieku. Obecnym właścicielem dworu jest Jarosław Lasecki. W dworze jak w horrorze - zobaczcie:

Kontynuujemy tzw. urbex, czyli odkrywamy opuszczone budynki. Kilka kilometrów od Skrzydłowa stoją ruiny Zespołu Pałacowego w Kłobukowicach. Pierwszym właścicielem był brat Jana Reszke - Edward. Na zespół składa się eklektyczny (trochę gotyku, jak i klasycyzmu czy renesansu) pałac, oraz stary spichlerz (pozostały mury) i budynek, gdzie kiedyś mieszkała dworska służba. Z dziejów współczesnych - posiadłość kupiła rodzina Marszałków w roku 2004 od Związku Młodzieży Wiejskiej. Wielkie wrażenie robi zwłaszcza XVIII -wieczny spichlerz, z wąskimi witrażowymi wnękami i bardzo przestronną piwnicą. Trochę tu strasznie - wybite szyby okien, rozlatujący się tynk, jakieś zardziewałe kosze. Brakuje tylko jednorękiego bandziora wynurzającego się gdzieś z zarośli albo wielkiego rotweilera wyskakującego nagle na drogę. Można przyjechać, ale tylko za dnia. Państwo Marszałek obecnie chcą sprzedać obiekty. Posiadłość można kupić za 4,5 mln złotych...

Wędrujemy dalej i dojeżdżamy do Kruszyny i udaje się "załapać" na jasełka w Kościele św. Macieja Apostoła. Kościół fundacji rodziny Denhoffów stanowi jeden z ciekawszych pod względem formy i dekoracji architektonicznej przykładów architektury sakralnej XVII wieku. Wyróżnia się klasą artystyczną na tle barokowych kościołów w regionie. Jego wartość podkreśla fasadowe opracowanie elewacji wschodniej oraz powiązanie z sąsiednią rezydencją. W kościele zachowały się barokowe i rokokowe elementy wyposażenia z XVII i XVIII wieku.

Tuż za kościołem stoi kolejny zespół pałacowy. Powstał w latach 30. XVII w. jako siedziba warowna ówczesnych właścicieli Kruszyny, jakim byli Denhoffowie. Na początku XIX w. pałac uległ ruinie, ale już w I poł. XIX w. jeden z kolejnych właścicieli wsi odbudował go oraz dobudował nowe pawilony. W okresie okupacji Niemcy częściowo zdewastowali i splądrowali zespół pałacowy. Po wojnie posiadłość została znacjonalizowana i utworzono w niej Dom Dziecka, a potem Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną, co doprowadziło go do zupełnej dewastacji. W latach 1971–1972 udało się przeprowadzić wstępne prace zabezpieczające, a w 1985 r. konserwatorskie. W latach 90. ubiegłego wieku zespół pałacowy zakupił potomek byłych właścicieli – książę Stanisław Lubomirski, który planował przywrócić mu jego dawny wygląd i udostępnić mieszkańcom i turystom. Brak pieniędzy na remont spowodował jednak konieczność znalezienia wiarygodnego inwestora, który przywróciłby blask rezydencji. Planem ratunkowym dla kruszyńskiej rezydencji miała być oferta angielskiej Fundacji Sue Rider. Wnętrza pałacu miały pełnić rolę muzeum, luksusowego pensjonatu i centrum szpitalno-rehabilitacyjnego dla osób niepełnosprawnych. Po zmianie dyrektora fundacji i śmierci Sue Rider wszelkie plany zaniechano. Obecnym właścicielem pałacu jest małżeństwo mieszkające w USA. Pałac robi wrażenie ale jest bardzo niedostępny - otacza go rozległa fosa, wysoki mur i ogrodzenie. Mimo to, warto podejść i się przyjrzeć, nawet zza kratownicy...

Ruszamy przed siebie, bo pogoda dobra i dojeżdżamy do miasta Gidle, by odwiedzić słynną Bazylikę Wniebowzięcia Maryi Panny. Tutaj właśnie ściągają pielgrzymi, proszący o poratowanie zdrowia, bo cudowna figurka Matki Boskiej Gidelskiej umieszczona w ołtarzu bocznym - według licznych świadectw - przyczynia się do niewytłumaczalnych dla przeciętnego lekarza ozdrowień. Ciekawostką jest, że malusieńka figurka wyorana na polu przez rolnika, mająca nie więcej niż 10cm, dzisiaj jest obiektem masowego kultu a każdego roku w maju dokonuje się tutaj tzw. kąpiołka - czyli figurkę zanurza się w poświęconym winie i to wino jest następnie sprzedawane.

Jedziemy już powoli do domku, ale jeszcze po drodze mamy Sanktuarium w Świętej Annie, które znajduje się na tradycyjnym szlaku pielgrzymek zdążających na Jasną Górę, 35 kilometrów na wschód od Częstochowy. Nazwa miejscowości pochodzi od imienia patronki tego miejsca, której cudowna figura, Święta Anna Samotrzecia, wyobrażająca św. Annę w towarzystwie Matki Bożej i Dzieciątka Jezus, czczona jest tu od ponad pięciuset lat. Zgodnie z dobrze udokumentowaną tradycją początki kultu św. Anny sięgają końca XV wieku. Wówczas w okolicznych lasach miało miejsce kilka cudownych wydarzeń. Jednym z nich było ukazanie się pastuszkowi trzech postaci, z których środkowa trzymała na kolanach Dzieciątko. Kościół ma wyjątkowo piękne wyposażenie barokowe, co mam nadzieję widać na zdjęciach:

Na koniec tej fantastycznej wyprawy jeszcze uroczy Kościółek św. Mikołaja w Przyrowie. Zbudowano go prawdopodobnie pod koniec XVII wieku, z kamienia wapiennego i przykryto drewnianym dachem, obitym gontami. Dogodne położenie i dobra infrastruktura - ławki, zadaszenie - dają znakomite warunki do odpoczynku i kontemplacji. Wracamy z żalem, ale z głową pełną dobrych wrażeń do Żarek. Tyle pięknych ale zaniedbanych miejsc jest w naszym kraju. Warto o nich wspominać, bo kto wie, czy wszystkie przetrwają próbę czasu. Do następnego!

Marcin Bareła