piątek, 4 lipca 2014

Kornwalia, 29.05-3.06 część III


Dzień 5

Przedostatniego dnia naszego pobytu w Kornwalii, pojechaliśmy z samego rana do miasteczka Sennen, by ścieżką przybrzeżną zawędrować aż do Penzance (według ambitnego planu). Widoki, które przyszło nam zobaczyć zapierały dech w piersiach. Po raz pierwszy przyszło mi zobaczyć pionowe, opadające w dół aż do oceanu skały, pełne wyrzeźbionych przez wodę i wiatr wyżłobień. Ale od początku: zaczęliśmy w Sennem, malutkim miasteczku, najbardziej wysuniętym na zachód ("first and last village in Britain"), i kierowaliśmy się na południe w kierunku Land's End. Po drodze minęliśmy wrak statku, których jest wokół przylądka kilkadziesiąt, ale większość leży kilka metrów pod powierzchnią wody. W samym Sennen uderzają całkiem mocne fale, którymi się delektowaliśmy.







Z Sennen błyskawicznie dociera się do Land’s End, czyli najbardziej na zachód wysuniętego punktu Anglii. Niestety, miejsce stało się dojną krową i zamiast symbolicznie stać i przyciągać turystów, odstrasza, bo żeby zrobić sobie zdjęcie ze znaczkiem „ Land’s End”, trzeba zapłacić kilka funtów. Absurd! Dlatego nie skorzystaliśmy, tylko obserwowaliśmy sytuację z dystansu i z niesmakiem. Po minięciu punktu rozpoczyna się najpiękniejszy odcinek ścieżki coastpath, z przepięknie wyrzeźbionymi klifami. Takie widoki towarzyszą turyście aż do Porthcurno. Po drodze można spotkać, oprócz kwitnącej bujnie roślinności, także dzikie konie. Dzikie tylko z nazwy, ponieważ nie unikają ludzi, chętnie dają się pogłaskać, a nawet szarpią za plecaki, szukając jedzenia!







Docierając do Porthcurno, zawadziliśmy jeszcze o przepiękną plażę, Porthchapel Beach, gdzie praktycznie nie było nikogo, i gdzie autor tekstu wszedł do wody po raz drugi. Następnie zwiedziliśmy najsłynniejszy klifowy teatr w Wielkiej Brytanii, The Minack Theatre. Niesamowity projekt autorstwa Roweny Cade, która osobiście z taczką zwoziła piasek z plaży, wtaczając go (nie wiem jak) na górę i rzeźbiąc śrubokrętem w betonie na modłę starożytną. Teatr wygląda faktycznie jak jakiś antyk, a jest bardzo współczesny, bo przecież z 20 wieku! Najpierw trzeba było skuć skały klifu, co już samo w sobie wydaje się przedsięwzięciem niewyobrażalnym. Teatr jest miejscem regularnych spektakli, otacza go przepiękny ogród. Obejrzeć spektakl, widząc turkusowy ocean, i słysząc jego szum, to musi być coś.







Tuż za Minack Theatre znajduje się Porthcurno Beach, jedna z piękniejszych plaż wybrzeży Penwith. Tam zatrzymaliśmy się na dłuższą chwilą i okazało się, że dopada nas coraz większe zmęczenie. Udało się jeszcze dotrzeć do miasteczka Lamorna, a stamtąd pojechaliśmy już mocno wykończeni okazją do Newlyn, skąd Penzance już leży o rzut beretem. Jeszcze słowo o ścieżkach w Anglii: owszem, są bardzo ciekawe prowadzone i dają wiele frajdy, ale czasem włodarze poszczególnych gmin mogliby o nie bardziej dbać, bo coastal pathem za Porthcurno w kierunku Lamorny można przejść, ale w gumowcach!
Wróciliśmy do domu. Następnego dnia czekał nas wyjazd do Minehead, więc już nie było zwiedzania, tylko byczenie się na wygodnej kanapie Bayana i oglądanie French Open. Jedno jest pewne – Kornwalia jest piękna i chcielibyśmy do niej wrócić.







Tekst i zdjęcia: Marcin i Marzena Bareła