wtorek, 24 lipca 2018

Budapeszt 6-8 lipca



Pierwsza wizyta w stolicy Węgier nie spowodowała zakochania od pierwszego wejrzenia. Budapeszt wydawał mi się zimny i nieprzystępny. Podczas następnych wizyt postanowiłem poświęcić miastu dokładniejszą uwagę i – niczym przy genialnej ale trudnej płycie – coraz bardziej dostrzegałem i doceniałem wszystkie walory stolicy nad Dunajem. Ostatnia wycieczka w dniach 7-8 lipca kompletnie zweryfikowała moje pierwsze – jak się okazało mylne wrażenie i obaliła wszelkie wątpliwości. Budapeszt to przepiękne miasto które trzeba odwiedzić…


Wracam myślami do Budapesztu i obrazów pojawia się kilka, lecz na pierwszy plan nie wysuwa się gigantyczny budynek Parlamentu czy dostojna Bazylika Św. Stefana ale…papryki. Węgry to nieoficjalna stolica papryki słodkiej i tej ostrej, uprawa się tutaj tysiące odmian tego warzywa a najostrzejsza z nich jest podobno kilkaset razy mocniejsza od papryczki chili. Papryka występuje w postaci sproszkowanej, świeżej, marynowanej, suszonej, wędzonej, a paleta kolorów olśniewa odwiedzających sklepy czy niezwykle popularną Budapesztańską Halę Targową. Trudno nie zakupić tradycyjnego woreczka lnianego z aromatyczną zawartością, ale kogoś, komu nie po drodze z papryką może zakupić wyborne węgierskie salami czy charakterystyczny ser albo złocisty Tokaj …


Przejdźmy od kuchni po architekturę, bo jest tutaj naprawdę co zobaczyć, a nad miastem góruje majestatyczny budynek Parlamentu, jeden z największych na świecie. Kilkaset kroków od Parlamentu i jesteśmy pod Bazyliką Św. Stefana – chyba najpiękniejszym obiekcie Budapesztu. Gigantyczna, 96-metrowa kopuła, przepiękne barokowe wnętrze z bajecznymi mozaikami i miejsce przechowywania kultowej dla Węgrów relikwii – zasuszonej dłoni Św. Stefana. Robią wrażenie przepiękne organy, ołtarz główny i ołtarze boczne, ciężko tutaj znaleźć choćby fragment, gdzie nie byłoby czegoś efektownego będącego ucztą dla oka…


Nie zapominajmy o parkach, których w stolicy Węgier mamy mnóstwo i miejsca te dają prawdziwe wytchnienie i pozwalają odpocząć zmęczonym szybkim miejskim życiem. Perełką wśród tych miejsc jest Wyspa Św. Małgorzaty na której zawsze panuje piknikowy klimat. Nie zapomnę, jak siedząc na owej wyspie, popijając zimnego drinka i patrząc w wyjątkowo udaną fontannę, która wypuszcza strugi wody w takt muzyki, zapomniałem na dobrych kilka minut o całym Bożym świecie i po prostu delektowałem się chwilą, miejscem i tą wyjątkowo sielską atmosferą. Jak dobrze, że są takie miejsca w centrach dużych miast. Niesamowitych wrażeń dostarcza rejs po Dunaju zwłaszcza, że wypływając o 20, a wracając o 21, odsłania się powoli Budapeszt w wydaniu nocnym, miasto to jest jedną z najpiękniej oświetlonych stolic Europy i nie ma w tym wiele przesady. W ciepły letni wieczór nie chce się wracać na nocleg, tylko zachwycać nocnymi widokami…


Jednym z piękniejszych wspomnień wycieczki będzie krótki wypad do miasteczka Sentendre, gdzie przenosimy się z dużej aglomeracji do wioseczki o wąskich uliczkach, chodniczkach z nierównej kostki i domach pachnących świeżymi ziołami. Sercem Sentendre jest Kolumna Pestis Kereszt i mały ryneczek w kształcie trójkąta, gdzie jedni popijają niespiesznie kawę, inni nanoszą coś na płótno a jeszcze inni sięgają po instrument. Mieszanina iście idylliczna i nieprzypadkowo Sentendre jest nazywane miastem malarzy bo jest ich tutaj co nie miara, a i galerii obrazów mamy na pęczki. Wracając do stolicy - naprawdę uwielbiam Budapeszt. Prawdziwą siłą miasta jest to, że mimo dużej, prawie dwumilionowej aglomeracji nie ma tutaj wieżowców, a najwyższy budynek ma 96 metrów – tyle mają Bazylika Św. Stefana i Parlament. Zwykły hotel potrafi być małym arcydziełem, a żeby dokładnie zwiedzić wszystkie wybranie miejsca, trzeba pobyć tutaj dobry tydzień. Polak, Węgier dwa bratanki – i do szabli i do szklanki. I niech tak zostanie...


Marcin Bareła