czwartek, 19 września 2013

W Gorczańskim Parku Narodowym

Gorczański Park Narodowy jest stosunkowo małym parkiem (niewiele ponad 70 km2), utworzony w 1980 roku, obejmuje centralne pasmo Gorców, m.in. masyw Turbacza. Park jest idealny na wycieczki piesze dla niezbyt wymagających piechurów, gdyż Gorce są znane z łagodności, aczkolwiek stromych podejść nie brakuje.

Szczyty Gorców charakteryzują łagodne podejścia

Naszą podróż do GPN rozpoczynamy od Poręby Wielkiej, która nie jest zbyt atrakcyjną miejscowością. Mnogość zakładów przemysłowych plus betonowe budownictwo nakłada się na nijaką atmosferę miejscowości. Wszerz widać trud codzienności i biedę, z którą zmagają się mieszkańcy. Już bardziej klimatyczna jest pobliska Koninka, gdzie trafiliśmy szukając noclegu. Z ostatnim nie było problemów. Pensjonat, której nazwy nie pamiętam prowadziła przemiła Pani Asia. Dostaliśmy elegancki i czysty pokój w cenie 30 złotych od osoby. Oprócz nas w środku tylko dwie inne osoby – turyści grzybiarze, bardzo spokojni i kulturalni. Na zewnątrz domku drewniana ławeczka i ogródek. Góry tak blisko, że wystarczy przejść ogrodzenie i już rozpoczyna się wspinaczka. Żyć nie umierać!

Wyschnięty świerk w GPN

Po rozpakowaniu się i wstępnym obejrzeniu domku, postanowiliśmy od razu ruszyć w góry. Padło na Turbacz, czyli najwyższy szczyt Gorców, o wys. 1310 m.n.p.m. Ruszyliśmy zielonym szlakiem skręcając z drogi w Koninkach w kierunku Obidowca. Po drodze wstąpiliśmy do Bacówki i kupiliśmy oscypka za 15 zł. Młody, odurzony papierosami człowiek nie był jednak specjalnie rozmowny, a jako że Bacy nie był w terenie, postanowiliśmy szybko wrócić na szlak.

Bacówka w Koninkach - znakomity ser po 15 złotych

Zaczęło się ostrym podejściem, ale z każdym kilometrem nachylenie szlaku łagodniało, dając wytchnienie. Pieszy szlak krzyżuje się w niektórych miejscach z górską trasą rowerową dla zaawansowanych, i kiedy patrzyłem na te uskoki, trampoliny - „wyskocznie” na kilka metrów przeróżne przeszkody i nagłe spady terenu powodowały dreszcze. Tej trasy – pomyślałem – nie ukończyłbym żywy. Rowerzystów na trasie nie widziałem, chociaż jeździli po szlakach pieszych. Na Obidowcu szlak zielony skręca na Groniki, my natomiast odbiliśmy na czerwony szlak ku Turbaczowi. To tutaj 25 maja 1973 r. uległ katastrofie dwusilnikowy samolot sanitarny L-200 Morava. Zginęła matka transportowanego wewnątrz dziecka. Poważnego urazu kręgosłupa doznał pilot maszyny, natomiast dziecko uniknęło większych obrażeń. W akcji ratunkowej brała udział grupa podhalańska GOPR z Rabki Zdrój. Właśnie tutaj, przy czerwonym szlaku turystycznym prowadzącym w kierunku Turbacza, postawiony jest symboliczny pomnik w postaci części śmigła i elementów kadłuba. Szkoda, że nieco zapomniany przez przewodniki...

Takich miejsc w Gorcach jest więcej. Wiele wraków jest do dziś nieodkrytych, wszak tutaj ukrywali się alianci w czasie II wojny światowej, zestrzelając wiele myśliwców radzieckich

Czerwony szlak na Turbacz prowadzi przez przepiękne miejsce – Halę Turbacz, gdzie znajduje się obelisk upamiętniający 50 rocznicę mszy św. odprawionej przez ks. Karola Wojtyłę we wrotach nieistniejącego już szałasu. To tam, w 1953 roku, Karol Wojtyła po raz pierwszy odprawił mszę św. zwrócony twarzą do wiernych. Lokalne informacje podają, że późniejszy papież, wraz z grupą krakowskich naukowców i studentów nocowali w tym miejscu na stosie siana, na trasie wędrówki z Suchej Beskidzkiej aż do Krynicy. Raz w roku, w trzecią niedzielę września, na zakończenie sezonu turystycznego odprawiana jest tutaj Msza Św.


To tutaj zatrzymał się Karol Wojtyła z grupą studentów

Miejsce to przecina większość szlaków turystycznych GPN i jest idealnym przystankiem piknikowym. Pewne małżeństwo z dzieckiem stwierdziło, że zamiast wchodzić na Turbacz, wystarczy posiedzieć na halnej polanie. Myśmy poszli i w sumie rozumiem spotkanie uprzednio małżeństwo, bo Turbacz nie oferuje nic nadzwyczajnego, a to z powodu silnego zalesienia szczytu.

Romantyczny, przepiękny wpis na jednej z ławek na Hali Turbacz

Z Turbacza zobaczymy mniej więcej tyle, co z Jaskini Ciemnej, czyli niewiele...

To już fantastyczną panoramę Tatr funduje taras widokowy Schroniska na Turbaczu, gdzie się zatrzymaliśmy na posiłek. Żurek był drogi (9zł), ale syty i smaczny, a widok na tatry – majestatyczny.

Widoczek ze Schroniska robi wrażenie

Po nabraniu sił udaliśmy się na niebieski szlak, w kierunku Koninek. Po drodze polana na Czole Turbacza i Ośrodek Ochrony Ścisłej W. Orkana. Niebieski szlak jest bardzo stromy i zejście nie należy do przyjemności, tym bardziej zdumienie wzbudził we mnie rowerzysta, który wspinał się z tym przecież ciężkim góralem pod górę. Wróciliśmy niemal o zmroku, robiło się już bardzo zimno. Turbacz jednak został zdobyty!

Na jednej z wielu uroczych polan

Drugi dzień pobytu ruszyliśmy na czarny szlak pieszy w kierunku góry Kudłoń, ruszając z miejscowości Konina. Strome podejścia dawały sporą ulgę w postaci malowniczych polan. Na jednej z nich pasło się stado krów z charakterystycznymi alpejskimi dzwoneczkami na szyi. Żeby się tam dostać, trzeba było otworzyć drewniane drzwiczki a droga wzdłuż usłana była tzw. minami...Klimat miejsca niepowtarzalny.

Przeprawa przez jedną z polan. Drzwiczki, jak w krainie czarów.

Poczciwej krowie nie dają spokoju natrętne muchy

Polany, na których można było odpocząć i się posilić fundowały fantastyczne widoki, zwłaszcza polana „Kopa”. Szlak czarny w kierunku Kudłonia oferuje również sporo ciekawych formacji skalnych, z których jedna ponoć przypomina...siedzącego bacę. Docierając na szczyt można się mocno zdziwić: końcowa droga jest w ogóle nieoznakowana, a na samym wierzchołku nie ma żadnej informacji, z wyjątkiem dwóch zaniedbanych krzyży. Nie będzie zatem zdjęcia. Góra jest zarośnięta i niewiele widać, ale nie tylko ten fakt był powodem mojego krótkotrwałego pobytu nań. Bardzo dokuczały wyjątkowo agresywne muchy, które latały wokół głowy szukając nie wiadomo czego.

Odpoczynek na "Kopie"

W powrotną drogą do Konina postanowiliśmy przejść żółtym szlakiem, odbijając z przełęczy Borek. Po drodze spotkaliśmy symbol GPN – Salamandrę plamistą. Ta sympatyczna jaszczurka jest stosunkowo ospała i zrobienie jej zdjęcia nie sprawia żadnego problemu. Oprócz żółtoczarnego płaza, na koniec wędrówki już pod Koniną znalazłem 4 ładne koźlarze czerwone, które natychmiast ususzyłem w domowej suszarce. Tak skończył się drugi, bardzo wyczerpujący dzień pobytu w GPN, ale zdążyliśmy jeszcze „wpaść” na koniec na domowe pierogi, tuż obok miejsca zakwaterowania. Pierogi z mięsem i kwaśnica na żeberkach smakowały bardzo dobrze.

"Siedzący baca"? Chyba nie

Salamandra plamista czyli symbol GPN

Trzeci dzień pobytu w GPN postanowiliśmy poleniuchować i udaliśmy się na grzybobranie. Nie jest to zajęcie w górach łatwe – na stromiźnie trudno utrzymać równowagę. Góry przecięte są dolinkami po strumykach, a te trudno przejść. No i trzeba się trochę wspinać. Wielkich zbiorów nie było, ale udało się znaleźć sporo rydzów, które posłużyły jako przysmak obiedni. Były także borowiki szlachetne, w tym chyba największy okaz, jaki kiedykolwiek znalazłem – grzyb o średnicy kapelusza około 30 cm!!!

Borowik gigant - to chyba tylko w górach



W ten smaczny sposób zakończył się nasz pobyt w GPN. Park nie przynosi wielkich atrakcji, ale jest świetnym sposobem na oddech od świata i ludzi, gdyż jest tu dziko i cicho, bo miejsce nie należy do najbardziej popularnych turystycznie w Polsce. Na pewno warto wybrać się szlakami, którymi kiedyś wędrował Papież, zobaczyć inspirujący widok ze Schroniska na Turbaczu, czy zjeść pyszny oscypek z pobliskiej bacówki. Przemili ludzie i przystępne ceny powinny dodatkowo zachęcić jeszcze niezdecydowanych. A przy odrobinie szczęścia zobaczymy salamandrę plamistą.

GPN goodbye:-)

Tekst i zdjęcia: Marcin i Marzena Bareła