środa, 21 października 2020

Zamki Jury, cz. 2: Zamek Pilcza w Smoleniu

 Kontynuujemy cykl rozpoczęty wpisem o Zamku Ogrodzieniec, w którym będziemy opisywali zamki na Szlaku Orlich Gniazd i nie tylko...

Jesteśmy w Smoleniu, niewielkiej wiosce między Pilicą a Wolbromiem. Pierwsze wzmianki o Zamku Pilcza (od rzeki Pilicy) pochodzą z 1394 roku, ale według historyków, już w XIII wieku istniała tutaj drewniano-ziemna fortyfikacja, która uległa spaleniu. Jednak z pożogi uratowała się jedynie wieża, do której z czasem dobudowano dom mieszkalny oraz mury otaczające dziedziniec wschodni. Wkrótce powstał także drugi dziedziniec z zabudowaniami gospodarczymi i głęboką na około 200 metrów studnią (chociaż źródła dotyczące głębokości pozostają sprzeczne). Dziś możemy zobaczyć wspomnienie tej studni w postaci wykopaliska, ale co najwyżej 40 metrowego. W 1655 roku zamek spalili Szwedzi i tak pozostał do naszych czasów, aczkolwiek jeden z ostatnich właścicieli, Roman Hubicki prowadził pewne prace renowacyjne. Planowano tu nawet klasztor. Do dziś mury zamkowe zachowały się w niezłym stanie, podobnie jak charakterystyczna baszta, z której rozpościera się fantastyczny widok na okolicę. Zamek jest dobrze skomunikowany (dobry dojazd, darmowy wygodny parking), na wzgórze zamkowe poprowadzono drewniane bale więc z wejściem na obiekt nie ma problemu, nawet po deszczu. Wewnątrz zaś poprowadzono schody prowadzące aż do cylindrycznej baszty, skąd roztacza się majestatyczny widok na okoliczne miejscowości i przyrodę. Ze względu na rzepakowe pola i liściasty drzewostan, warto tu przyjechać i kwitnącą wiosną i złotą jesienią. Dodatkową atrakcją jest otaczający zamek Rezerwat Smoleń z przepięknym drzewostanem. I - co ważne - nie przelewa się tutaj taki tłum, jak choćby w Podzamczu czy Olsztynie. Całość składa się na wspaniałą, rodzinną wycieczkę. Bilet normalny kosztuje 9 zł. Warto. Zapraszam na fotorelację:

Wygodne schody na Zamek

Prowadzą pod sam obiekt

Mury wewnętrzne


Są również wygodne schody na basztę


Takie widoczki z góry


Tekst i zdjęcia: Marcin Bareła

czwartek, 8 października 2020

Juromania na Zamku Ogrodzieniec

Zapraszam do wehikułu czasu i przenosiny w średniowiecze. Jesteśmy pod Zamkiem Ogrodzieniec (właściwie jego ruiną), największym na Jurze Krakowsko - Częstochowskiej. Tym samym, rozpoczynamy cykl opowieści o zamkach Szlaku Orlich Gniazd. 



Zamek Ogrodzieniec powstał w XIV wieku, pierwsze wzmianki w dokumentach wymieniają za właścicieli m.in. rodzinę Sulimczyków. W tym czasie, wg. badań powstała budowla w centralnej części zamku. W 1523 r. jako własność rodziny Bonerów, zamek ulega przebudowie, którą ukończono w 1545 roku. Kolejni właściciele - Firlejowie kontynuowali rozbudowę zamku aż do 1655 roku i najazdu wojsk szwedzkich. Mimo obrony, Szwedzi zamek zdobyli, ograbili i w znacznym stopniu zniszczyli. Wkrótce jednak, wyparci przez kasztelana krakowskiego Stanisława Warszyckiego, zamek odbudowano. W czasie kolejnej wojny polsko-szwedzkiej w 1702 roku zamek ponownie został zdobyty i podpalony. Od tej pory nieodwracalnie popadał w ruinę. Ostatnia mieszkanka, ze względów bezpieczeństwa (możliwość zarwania stropów) opuściła zamek około 1810 roku. Przez ten czas, aż do okresu po II wojnie światowej, zamek niszczał i był rozbierany na materiały budowlane. Po wojnie poddany pracom zabezpieczającym i częściowo odremontowany, dziś można go podziwiać w formie trwałej ruiny, aczkolwiek cyklicznie są prowadzone prace remontowe. 



Warto wspomnieć, że obiekt znajduje się na najwyższym wziesieniu jury, Górze Janowskiego, wys. 515 m, co czyni go jeszcze bardziej majestatycznym. Zamek jest miejscem licznych imprez plenerowych, turniejów rycerskich. Ostatnio był areną Juromanii, czyli święta Szlaku Orlich Gniazd. Było głośno (salwy armatnie), smacznie (dawne potrawy, np. podpłomyki z omastą) i kolorowo (średniowieczne stroje). Całości towarzyszyła oprawa muzyczna, a nam najbardziej przypadło do gustu spotkanie z sarmatami. Tutaj też kręcono sceny do filmu Zemsta Andrzeja Wajdy (co  notabene skończyło się wielkim przyzamkowym śmietniskiem). Jak to w zamkach bywa, i tutaj coś straszy. Podobno najczęściej można usłyszeć lub zobaczyć czarnego psa, który pobrzękuje skuty trzymetrowym łańcuchem. Tymczasem zapraszam na fotorelację:






Tekst: Marcin Bareła, zdjęcia: Marzena Bareła

poniedziałek, 5 października 2020

Kielce 4-5 października


Witamy w Kielcach! Można powiedzieć, że to geologiczna stolica kraju, z trzema rezerwatami - kamieniołomami w granicach miasta. Zaczynamy od rezerwatu Ślichowice. Od okresu międzywojennego aż do roku 1970 był tutaj pozyskiwany wapień dla potrzeb drogownictwa i kolejnictwa. W wyniku górniczej działalności dziś możemy podziwiać ten przepiękny zespół kamieniołomów o arcyciekawej strukturze geologicznej. W Ślichowicach na jednej ze ścian mamy bardzo dobrze widocznie tzw. fałdowanie tektoniczne warstw skalnych w postaci fałdów leżących i obalonych. Siły płyt tektonicznych i stopniowy nacisk spowodowały bardzo efektowne zjawiska, ale dziś tę najbardziej efektowną - ścianę z fałdem obalonym można obserwować jedynie zza barierek, najwyraźniej jest zbyt cenna geologicznie.


Widoczny fałd obalony w górnym lewym rogu

Kolejny rezerwat - Kadzielnia utworzono w 1962 roku, w miejscu dawnego kamieniołomu. W wyrobisku odsłonięto profil skalny liczący 359 mln lat, należący do późnego dewonu. Ponieważ są to skały – wapienie i margle - pełne szczątków gąbek, koralowców, głowonogów czy ślimaków, a skały są dostępne tu i tam, nic dziwnego, że co rusz w rumowiskach baraszkują dzieci z przecinakiem i młotkiem, szukając ukrytych skarbów i pozostałości tych organizmów ukrytych w skale. Procesy krasowe (rozpuszczanie skał przez wodę) doprowadziły do występowania tutaj systemu 25 jaskiń, z tego dobrodziejstwa można skorzystać, wchodząc do Jaskini na Kadzielni, co i my uczyniliśmy. Niesamowite, że około kilometra dalej jest już centrum Kielc.




Z kolei trzeci rezerwat - Wietrznia powstał z trzech nieczynnych wyrobisk długości 800 metrów, co czyni go najdłuższym w Kielach i jednym z dłuższych w Polsce.  Uważam, że jest także najdzikszym z trzech wymienionych, a to ciągle granice miasta! Wapień wydobywano tutaj już w XIX wieku, w związku z rozwojem miasta oraz potrzebą pozyskiwania surowca do wypalania wapnia. Eksploatację zakończono w 1974, a w 1999 roku utworzono tu rezerwat. Moża tutaj obserwować świat sprzed około 360 mln lat, kiedy obszar ten leżał w obrębie ciepłego tropikalnego morza, pełnego żyjątek typu gąbki, liliowce czy ramienionogi. Przez miliony lat szczątki tych organizmów, połączone z obumarłą rafą koralową utworzyły kilkuset metrową warstwę skalną, dziś tak widoczną właśnie w Kielcach, ale i np. na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Pod koniec dewonu nastąpiło wielkie wymieranie tych organizmów, klimat zaczął się ochładzać. Bardzo to wszystko ciekawe ale informacji istotnie jest przesyt...



Wchodzimy w końcu do centrum miasta. Na wzgórzu pałacowym mamy wyeksponowany Pałac Biskupów Krakowskich wzniesiony w latach 1637 
– 1644, który jest wzorcowym przykładem doskonale zachowanej architektury rezydencjonalnej w stylu Wazów. Biskupi Krakowscy upatrzyli sobie to miejsce aż do roku 1789. Od 1971 Pałac jest siedzibą Muzeum Narodowego. Zachowały się do dziś oryginalne elementy wystroju: fryzy, marmurowe portale, stiuki, polichromowane stropy belkowe. Dopełnieniem założeń pałacowych jest ogród w stylu włoskim na tyłach. Obiekt jest w częściowym remoncie. Może następnym razem skusimy się na wejście. Ale w ogrodzie  byliśmy, a jakże!


Jednym z głównych celów zwiedzania centrum miasta jest Muzeum Zabawek. Zabawkarstwo w Polsce stało się modne w wieku XIX, kiedy to wykonywane z  drewna lub gliny pocieszajki zaczęły przynosić wytwórcom dochody, chociaż wtedy był to raczej produkt uboczny wyrobów stolarskich i garncarstwa. W Kielcach działały w PRL trzy spółdzielnie zabawkarskie czego zwieńczeniem było utworzenie w 1972 Krajowego Związku Spółdzielni Zabawkarskich, protoplasty obecnego Muzeum Zabawek. Na wystawach prezentowane są eksponaty z czterech regionów: żywieckiego, rzeszowskiego, myślenickiego i właśnie kieleckiego z ostatniego 50 –lecia. Nie brakuje również zabawek z Anglii, Niemiec czy ZSRR. Ogółem, w zbiorach muzeum jest ponad 6 tys. zbiorów. Warto nadmienić, że lata 50. i 60. były okresem największego rozwoju zabawkarstwa w Polsce. Przywiązywano coraz większą wagę do estetyki i wykonania. I ten detal wykonawczy możemy zobaczyć właśnie tutaj. Mamy więc konie, bryczki, karuzele, motywy świata zwierząt, wyroby w większości z drewna i gliny, które przenoszą w dawne czasy, kiedy szczytem marzeń była lalka, klocki lub resorówka. Ba, gliniany gwizdek pozostawał kiedyś dla wielu w strefie dziecięcych fantazji. Sentymentalna podróż wstecz dostarcza wzruszeń dorosłym, a dzieciom pokazuje świat poza skomplikowanymi systemami lego, zdalnie sterowanymi pojazdami itp. Szkoda, że w dobie pandemii nie działają wszystkie atrakcje, wiele atrakcji jest przegrodzonych taśmą, ale cóż…

Prawie jak Chucky



Pamiętam te czasy

Przenieśmy się do zalążka miasta. Początki Kielc to mała osada, miejsca wymiany towarowej w sercu Puszczy Świętokrzyskiej. Przypuszczalnie, były siedzibą kasztelanii książęcej. W XI wieku wzniesiono Kościół św. Wojciecha, a niedługo potem osada stała się własnością biskupów krakowskich. Nieopodal Kościoła św. Wojciecha znaleziono relikty średniowiecznej chaty, dokładnie na zbiegu ulic Plac Św. Wojciecha i Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, o czym informuje pamiątkowa tablica. Jesteśmy więc tu, gdzie wszystko się zaczęło.




Jesteśmy pod Bazyliką Katedralną WNMP. Kielecka świątynia ma rodowód XI- wieczny, aczkolwiek po licznych przejściach i przeobrażeniach posiada akcenty bardziej barokowe, choć romański charakter widać do dziś. Wspaniałe polichromie, wyjątkowe malarstwo i ten dźwięk organów tworzą wyjątkową, mistyczną atmosferę wnętrza. 




Rynek Główny nie powala, ale mamy tutaj i okazały Ratusz - siedzibę władz miasta, ale i ciekawe Muzeum Dialogu Kultur. Nieopodal, na ul. Planty 7 znajduje się budynek, wokół którego w 1946 roku miał miejsce tzw. Pogrom kielecki ludności żydowskiej. Dziś przypominają o tym tablice pamiątkowe, jest to także swoiste minimuzeum. 





Dużo tu zieleni a na jednym ze skwerów mamy aleję gwiazd, a konkretnie głowy osobistości, niekoniecznie związanych z Kielcami (jest np. John Lennon). Kielce to także miasto słynnych targów i pomników. Niektóre są nietuzinkowe, jak np. Twardziel Świętorzyski.


Miły to był pobyt, ale miasto to będę jednak wspominał przede wszystkim jako raj geologiczny. Może następnym uda się nadrobić Geopark Kielce czyli Centrum Geoedukacji i zjechać tyrolką w Kadzielni. 


Tekst i zdjęcia: Marcin Bareła