sobota, 6 listopada 2021

Zamki Jury, cz.4: Zamek Rabsztyn



Kontynuujemy cykl rozpoczęty wpisem o Zamku Ogrodzieniec, w którym będziemy opisywali zamki na Szlaku Orlich Gniazd i nie tylko. Tym razem Zamek Rabsztyn.
 
 


Przemiana, jaką w ciągu kilku ostatnich lat przeszedł Zamek Rabsztyn jest zadziwiająca - to już nie są tylko smutne ruiny. Teraz to zrekonstruowany według oryginału dostojny obiekt z nowiuśkim zapleczem okołoturystycznym (kawiarnia, toalety, udogodnienia dla niepełnosprawnych, nowe pawilony). Jest nawet pismo punktowe dla niewidomych na tablicach. Naprawdę jesteśmy pod wrażeniem.
 
 
Zaktualizowana makieta

Ale cofnijmy się do wieku XIII, bo wtedy na szczycie górującej skały wybudowano zamek górny, który nie przetrwał burzy dziejowej i dzisiaj widzimy jego udaną rekonstrukcję. Z czasem zaczęły powstawać kolejne elementy zamkowe: w połowie XIV wieku u podnóża skały powstał zamek średni, zaś na przełomie XIV i XV wieku zamek dolny. Od XVI wieku, kiedy budowlą władał ród Bonerów, zamek przebudowano na styl renesansowy i z czasem na miejscu zamku dolnego rozpoczęto wznoszenie renesansowego pałacu, na wzór Wawelu (o czym świadczyły m.in. charakterystyczne krużganki). Zamek trwał do roku 1657, kiedy Szwedzi najpierw złupili a potem spalili obiekt. Nigdy nie został odbudowany, choć przymierzano się do tego. Ostatecznie popadł w niełaskę i był rozbierany na potrzeby budulcowe, do tego wszystkiego na początku XX wieku runęła wysoka zamkowa wieża. Tak naprawdę dopiero przejęcie obiektu przez Gminę Olkusz w roku 1990 pozwoliło na przygotowanie szeregu prac zabezpieczających, których intensyfikacja miała miejsce przed kilkoma laty. Trzeba przyznać, że zrobiono naprawdę dobrą robotę i dziś zamek nie straszy i nie płacze, lecz wypina dumnie pierś i zaprasza w swe odrestaurowane progi. 

 

Pozostałości zamku dolnego

Widok z zamku górnego
 

Oczywiście i tutaj mamy legendy: wykuta w skale studnia, w którą wyposażony był Zamek Rabsztyn i historia pewnej świni która miała do ów studni wpaść. Według podań przeżyła, gdyż studnia miała być połączona z tunelem idącym w kierunku Olkusza, więc sprytna świnka wydostała się tymże tunelem i przeżyła. Jest historia mniej szczęśliwa, i dosyć makabryczna. Otóż rzecz, co prawda, działa się w Krakowie, ale odbiła się echem w całej Rzeczpospolitej, a ostateczne skutki miały miejsce w tym zamku. Był lipiec 1461 roku. Ówczesny właściciel obiektu, Andrzej Tęczyński oddał do krakowskiego snycerza swoją zbroję do wyczyszczenia. Snycerz Klemens nie zrealizował jednak zlecenia na czas, przez to Tęczyński spóźnił się na wyprawę króla Kazimierza Jagiellończyka przeciw Krzyżakom (inna wersja mówi, że zbroja miała być zamówiona i okazała się za ciasna). Tak czy siak, bohater tej opowieści, w efekcie snycerza pobił. Wieść szybko rozeszła się po Krakowie, a mieszczanie krakowscy oczywiście wzięli stronę rzemieślnika i postanowili zemścić się na szlachcicu. Znaleziono Tęczyńskiego i dotkliwie pobito i na tym nie poprzestano - w krakowskim Kościele Franciszkanów został zamordowany. Jego ciało miało być wleczone rynsztokiem aż do ratusza. Po trzech dniach zwłoki oddano rodzinie i pochowano w Książu Wielkim. Sprawa zabójstwa otarła się o dwór królewski, ale na nic się zdały próby królowej Elżbiety Rakuszanki wyciszenia sprawy, ani namowy monarchy do jej sprawiedliwego rozsądzenia. Ostatecznie sporem zajął się sejm odbywający się w Piotrkowie w grudniu tego samego roku. Powołano tam sąd, a ten wydał wyrok w dniu 15 stycznie 1462 roku. Na jego mocy skazano burmistrza Krakowa i sześciu rajców na karę śmierci. Ścięto ich pod basztą na wzgórzu wawelskim, którą od tej pory nazywano Tęczyńską. I mimo, że w sumie zginęli przypadkowi, nie biorący udziału w zabójstwie osoby, rodzina domagała się kolejnych represji. Wówczas część - znowu przypadkowych - rajców osadzono w lochach Zamku Rabsztyn. Nie trzeba dodawać, jak skończyli nieszczęśnicy...

 

Zamek Górny
 
Zamek górny - widok boczny na wybudowaną infrastrukturę

Rycerze średniowieczni. Ten jest dosyć odrażający...

Zamek był w czasach świetności samowystarczalny: posiadał studnię, miał ogrzewanie i prawdopodobnie własną kuchnię. Dziś wciąż możemy poczuć ducha czasów poprzez liczne ślady przeszłości: oryginalne fragmenty murów, cegieł, fragmenty wykutych w skale schodów, ślady portali oraz gzymsów renesansowych, piec hypokaustyczny (właściwie jego pozostałości). Wiele artefaktów zostało zabezpieczonych niedawno i zostanie udostępnione w nowym pawilonie na dawnym zamku dolnym. Ciężko w kilku zdaniach podsumować ogromu inwestycji poczynionych w ramach tej niesamowitej budowli: zabezpieczono fragmenty murów, odgruzowano pomieszczenia komór przyziemia renesansowego pałacu, gdzie powstał podziemny pawilon. Znajdują się w nim obiekty służące obsłudze ruchu turystycznego – informacja turystyczna, kasa biletowa, węzeł sanitarny i kawiarnia dla zwiedzających. Zachwyca przestrzenna makieta zamku wykonana z brązu i pokazująca jego wygląd w czasach świetności. Dzięki opisom w alfabecie Brailla, umożliwi osobom niewidzącym i niedowidzącym wyobrażenie sobie wyglądu obiektu. Co bardzo rozsądne, została umieszczona na tyle nisko, aby miały do niej dostęp również małe dzieci. Przy wschodniej ścianie zamku zbudowano trójkątny stalowy taras, a na dziedzińcu jest miejsce na ustawienie niewielkiej sceny, na której, w niezwykłym klimacie, mają być organizowane koncerty, spektakle i inne wydarzenia kulturalne. Powstała tam strefa rekreacyjna i trawiaste tarasy. Naprawdę robi to wszystko wrażenie. Co ważne, mimo obecności stali i szkła, zamek nadal zachowuje klimat przeszłości, a tereny przyzamkowe są nieskomercjalizowane- ot lasy, pola. Bilety kosztują 15 zł normalny i 10 zł ulgowy. W godzinach: 11:00, 13:00 i 15:00 w ramach biletu oprowadza przewodnik. Polecamy mocno! Strona www zamku.

Teskt: Marcin Bareła, zdjęcia: Marcin, Marzena Bareła

 

Pozostałości pieca hypokaustycznego, znanego już w starożytynym Rzymie

Renesansowy gzyms

Węgar

Widoczek z wieży zamku górnego  


poniedziałek, 1 listopada 2021

Zamki Jury, cz. 3: Zamek Olsztyn

Kontynuujemy cykl rozpoczęty wpisem o Zamku Ogrodzieniec, w którym będziemy opisywali zamki na Szlaku Orlich Gniazd i nie tylko. Dziś Zamek Olsztyn.

 

Imponujący widok na zamek z DK 46
 

Moim zdaniem jeden z najbardziej imponujących, oraz najpiękniej położonych zamków Jury. Dosłownie jakby "wyrastał" spod Olsztyna, równie malowniczo położonej miejscowości, która notabene ma niedługo uzyskać status miasta. Pierwsze wzmianki o olsztyńskiej warowni pochodzą z roku 1349. Wtedy to król Kazimierz Wielki nakazał przebudowę niegdyś drewnianego grodu i postawienie na jego miejscu murowanej twierdzy. Była to część wielkiego planu budowy solidnych budowli obronnych z kamienia na ówczesnej granicy polsko-czeskiej. Zamek Olsztyn pełnił także funkcję więzienia królewskiego. Jak to bywa w przypadku tego typu obiektów, istnieje co najmniej kilka legend i opowieści.  Jedna z najsłynniejszych opowiada o zjawie błąkającej się po zamku w ciemne noce. Jest to duch Maćka Borkowica – wojewody poznańskiego, przeciwnika polityki króla Kazimierza Wielkiego. Powołał on konfederację wymierzoną w króla. Wygnany z kraju po 4 latach powrócił i nadal przeciw niemu spiskował. W końcu został schwytany w Kaliszu i skazany na śmierć głodową w lochach pod główną wieżą zamku olsztyńskiego. Więzień otrzymywał dziennie tylko dzban wody i wiązkę siana. Podobno wytrzymał tak 40 dni a jego jęki i przekleństwa słychać było w całym zamku. Niektórzy twierdzą też że przywiedziony głodem do szaleństwa zaczął kąsać i pożerać własne ciało. Nie potwierdzona plotka mówiła, że tak sroga kara podyktowana była osobistą zemstą króla za tajemne schadzki Borkowica z królową. Podobno można tutaj również usłyszeć płacz dziecka - tragicznie zmarłego syna burgrabi Olsztyńskiego – Kacpra Karlińskiego...

 


 

Los - podobnie jak w przypadku innych zamków i warowni jurajskich - nie był dla zamku łaskawy. Jeszcze pod koniec XVI wieku obiekt zaatakowały wojska austriackie arcyksięcia Maksymiliana. Ale prawdziwą katastrofą był najazd Szwedów w 1655 roku, od tego czasu obiekt zaczął popadać w ruinę. Może zyskałby dawny blask, ale kto wtedy myślał o próbach odbudowy? Bardziej skupiano się na dalszej rozbiórce, celem pozyskania cennego materiału budulcowego. Tak został dosłownie rozebrany. Do dziś z pierwotnej budowli zachowały się wieże: cylindryczna i kwadratowa (Starościńska), fragmenty murów budynków gospodarczych, piwnice oraz odkryte w toku badań archeologicznych fundamenty kuźnicy i ślady dymarek. Zamek od 3 lat jest w renowacji, a  niedługo może zyskać kolejną atrakcję: archeolodzy odkryli prawdopodobnie największy na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej system jaskiń, tuneli i szczelin. Trwające od trzech lat badania towarzyszą pracom mającym na celu zabezpieczenie ruin zamku. Być może część tuneli zostanie niebawem udostępniona do zwiedzania. Polecam zwiedzić sam Zamek (wstęp kosztuje 8 zł bilet normalny i 5 zł ulgowy), jak i Olsztyn usiany innymi atrakcjami, z najsłynniejszą - "Olsztyńską Szopką". 

 



Olsztyn - droga do Zamku

Tekst i zdjęcia: Marcin Bareła, Marzena Bareła

środa, 20 października 2021

Świętokrzyskie

Święty Krzyż


Wycieczka odbyła się w dniach 7 - 10 października. Bardzo lubię Świętokrzyskie. Województwo kompaktowe, pełne przyjaznych ludzi, żyznych gleb - a co za tym idzie kolorowych pól. Ciężko tutaj o niezagospodarowane areały ziem leżące odłogiem, dlatego lepkie, brunatne gleby są skrzętnie i chętnie uprawiane, często w postaci dużych gospodarstw warzywniczo – sadowniczych, lub rozproszonych upraw, wśród których nierzadko spotyka się winorośl. Istotnie, warunki naturalne – żyzne ziemie i ogrom dni słonecznych w roku - sprzyjają dobrym zbiorom i dają ten niepowtarzalny smak i aromat owocom i warzywom. Sami się o tym przekonaliśmy, jedząc jabłka z lokalnego sadu (jabłka zostały zebrane z przydrożnego rowu). Nie dało się zabrać wszystkiego, więc aż żal było zostawić za sobą setki kilogramów niechcianych jabłek, które powoli rozkładały się przy małej dróżce, więc wzięliśmy ile się dało. I w sumie korzystamy do dziś. Trzeba dodać, że najlepsze gleby – I oraz II klasy są w południowo-wschodniej części województwa (m.in. okolice Opatowa czy Sandomierza), choć są to często gleby kwaśne, wymagające wapniowania.



Żyzne gleby dają dobre plony


Byliśmy jakiś czas temu we wschodniej części województwa: Kielcach, Chęcinach czy Jędrzejowie (wpis o Kielcach tutaj: Kielce). Teraz pora zwiedzić rubież zachodnią. Naszą wyprawę zaczynamy od spaceru z Nowej Słupi u podnóża Gór Świętokrzyskich szlakiem na Łysą Górę. Szlak jest stosunkowo łatwy i na miejsce dociera się w dwie godziny, nawet uwzględniając kaprysy małych dzieci. Po drodze mijamy stacje Drogi Krzyżowej, aż docieramy do Sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Świętego oraz Klasztoru Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Przepiękny obiekt, pierwotnie datowany na wiek XI, jest budowlą sakralną, ale mógłby być spokojnie zamkiem, przez wyjątkowe położenie u podnóża Łysej Góry. To położenie pozwala podziwiać zabytek z odległych miejscowości województwa świętokrzyskiego. Opactwo benedyktyńskie miał założyć jeszcze w 1006 roku sam Bolesław Chrobry. Dlaczego Sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Św? Otóż historia opiera się na Emeryku – jedynym synu króla Węgier, Stefana I, który poślubiwszy córkę króla Polski, Mieszka I, wybrał się w tutejsze tereny na polowanie. Polując na jelenie z królem Mieszkiem w okolicy Kielc miał widzenie anielskie, na skutek którego osobiście udał się na Łysą Górę i klasztorowi tudzież braciom Św. Benedykta ofiarował Relikwie Świętego Krzyża, które nosił. Dziś relikwie można podziwiać w Kaplicy Oleśnickich, które są tutaj zdeponowane od 1723 roku. Świątynia cierpiała często - była wielokrotnie łupiona, m.in. przez Szwedów podczas Potopu, ale i służyła choćby jako więzienie w czasie zaborów oraz podczas II wojny. Zawsze jednak była ważnym centrum pielgrzymkowym, miejscem kultu i pocieszenia, ale też ostoją dla licznych oddziałów partyzanckich, które działały w okolicznych lasach. Dziś, po licznych zniszczeniach i odbudowach obiekt jest w trakcie końcowej renowacji i stanowi jeden z najważniejszych miejsc kultu religijnego w Polsce.


Szlak na Łysą Górę

Sanktuarium 

Fasada frontowa



Po krótkim obejściu świątyni, wędrujemy kawałek dalej do niezwykłego punktu widokowego na Łysej Górze, które funduje fantastyczne widoku na północną część przedgórza i okoliczne miejscowości. Za wejście na specjalną platformę obowiązuje dodatkowa opłata, ale warto dla bajecznych widoków, można stąd także zobaczyć również gołoborza – czyli obszary bezleśne (gołe od boru) znajdujące się na stokach pasm górskich. Gołoborza zbudowane są z bloków kambryjskiego piaskowca kwarcytowego powstałych ponad 500 mln lat temu. W jaki sposób powstały kawałki skał? Po prostu woda uwięziona w szczelinach skalnych po zamarznięciu zwiększała swoją objętość powodując rozsadzanie skały. Gołoborza stopniowo, ale sukcesywnie zarastają, więc jest to obowiązkowa pozycja dla miłośników gór i geologii.


Widok z platformy na okoliczne miejscowości

Gołoborze



Bazą wypadową naszego wyjazdu jest miejscowość Wólka Bałtowska, gdzie znajduje się Agroturystyka Pod Modrzewiem. Bardzo blisko stąd do Bałtowa, które słynie z ogromnego Parku Rozrywki (z którego ostatecznie nie skorzystaliśmy) i przyjemnej lokalizacji wokół rzeki Kamienna. W samym Bałtowie warto wstąpić do przytulnej i dosyć ekskluzywnej restauracji „Bałtowski Zapiecek”, która podaje danie lokalne (Żur po Bałtowsku), ale i dania mięsne z dziczyzny (Medaliony z jelenia). Jest smacznie, ale trzeba przygotować się na spory wydatek. Ogromnym atutem restauracji jest wyjątkowa sala zabaw, z suchym basenem i torem przeszkód, za które nie ma dodatkowych opłat. W miejscowości mamy też ładny Kościół Matki Boskiej Bolesnej, a miłośnikom turystyki aktywnej polecamy liczne przystanie kajakowe.


Bałtowski Zapiecek



Drugiego dnia pobytu naszym celem jest miejscowość Sudół i Muzeum Archeologiczne – Rezerwat Krzemionki, zwane też Krzemionkami Opatowskimi. Kopalnie krzemienia pasiastego, eksploatowane w latach ok. 3900–1600 p.n.e., są jednymi z najważniejszych w Europie. Zostały odkryte w 1922 przez geologa Jana Samsonowicza. W obiekcie występują cztery rodzaje kopalń: jamowe, niszowe, filarowo-komorowe oraz komorowe. Zlokalizowano przeszło 2700 szybów połączonych siecią rozchodzących się promieniście chodników. Przeciętna głębokość szybu wynosi 5–6 m, maksymalna 9 m. Maksymalna średnica 4–5 m. Podziemia są udostępnione do zwiedzania na trasie turystycznej o długości 465 m. Zwiedzanie trwa niecałe 2 godziny, ale czas mija szybko, ponieważ sporą część trasy pokonuje się na powierzchni, idąc rezerwatem „Krzemionki”, zanim znajdziemy się pod ziemią. Przewodnik przekazuje cenną wiedzę i warto celować w małe, kameralne grupy, co pozwala bardziej skupić się na przekazywanych informacjach. My takowe szczęście mieliśmy.









Miastem, które zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie jest Opatów. Byliśmy w przepięknej, majestatycznej Kolegiacie Św. Marcina, która jest perełką architektury romańskiej. Surowa z zewnątrz, urzeka przebogatym wnętrzem, gdzie wyróżniają się polichromie. Uwagę przykuwa gotycka polichromia z XV wieku w dawnym kapitularzu przy południowo-zachodnim rogu kościoła, oraz zaskoczenie: przedstawienia na ścianach prezbiterium i transeptu bitew z udziałem wojsk polskich: walka na Psim Polu (1109), Bitwa pod Grunwaldem (1410) i Odsiecz Wiedeńska (1683). Obrazy wojenne w kościele to rzecz nader rzadka. Jednak największym arcydziełem kościoła jest renesansowy nagrobek rodziny Szydłowieckich. Wykonana w brązie płaskorzeźba, tzw. „Lament opatowski”, zamieszczona w mauzoleum przedstawia kilkadziesiąt postaci opłakujących śmierć kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego, właściciela Opatowa. Najstarszym zachowanym elementem wyposażenia jest krucyfiks gotycki z XIV wieku. Z zewnątrz warto zwrócić uwagę na biforia, czyli podwójne romańskie okienka. Wschodnią i południową ścianę prezbiterium wieńczą ślady symbolicznego ostrzenia szabel i grotów szlachty ziemi sandomierskiej, która gromadziła się tłumnie na sejmikach województwa sandomierskiego.




Krucyfiks z XIV wieku




Jeden z piękniejszych kościołów, jakie widziałem

Ślady po szablach...



W małym Opatowie polecamy odwiedzić Podziemną Trasę Turystyczną. Jest łatwa do przejścia, niemęcząca i oprowadzana przez przesympatyczną panią przewodnik. Nawet dzieciaki się nie znudzą, bo jedną z atrakcji są puzzle historyczne w formie ruchomych kwadratów. W Opatowie także można zjeść doskonałą kremówkę, konkretnie w Cukierni „U Szarego”. Długa kolejka przed obiektem świadczy o jakości wyrobów, ale warto odstać swoje, bo desery są wykwintne, nieprzesłodzone. Nieprzypadkowo miejsce wygrywa plebiscyty na najlepszą cukiernię powiatową. Na koniec coś dla dzieci – w Opatowie mamy jeden z najfajniejszych placów zabaw, z mini-tyrolką i wszelkiej maści zjeżdżalniami. Mali wędrownicy nie powinni się nudzić. Opatów będziemy wspominać bardzo dobrze.




Ruchome elementy - puzzle, pomysł genialny


Byliśmy też w miejscowości Ćmielów, gdzie znajduje się Żywe Muzeum Porcelany (od 2005r). Ale tak naprawdę to wciąż działający zakład i to tutaj powstają porcelanowe cudeńka. Część produkcji to rzeczy użytkowe takie jak serwisy do kawy ale znajdziemy tu też wiele porcelanowych postaci ludzi i zwierząt. Dla dorosłych i dla dzieci jest możliwość poznania tajników wyrobu porcelany. Od powstawania formy przez suszenie odlewu, czyszczenie, wypalanie, szkliwienie, malowanie i oczywiście wielokrotne wypalanie. Okazuje się, że powstawanie filiżanki do kawy może być wyjątkowo fascynujące. A jeszcze mamy tu europejskie naj… Największy w Europie piec do wypalania ceramiki. Obecnie już nieczynny, ale zachowany w świetnym stanie, do którego może wejść nawet i 20 osób. Na koniec wzorcownia i sklep gdzie można kupić na pamiątkę jeden z misternych wyrobów z ćmielowskiej fabryki oczywiście z certyfikatem pochodzenia. My, z powodu braku czasu nie skorzystaliśmy z warsztatów, ale chcemy to nadrobić w niedalekiej przyszłości. Póki co, odwiedziliśmy sklepik z porcelaną, zobaczyliśmy wystawę „Piękne Małpy Europy” – czyli trochę tragikomiczne i odważne trzeba przyznać przedstawienie współczesnego człowieka. Jeżeli jesteście zainteresowani jedną z głów małpy – można ją zakupić po uprzedniej negocjacji z właścicielem…


Porcelanowa ławeczka

Takie cudeńka robi się w Ćmielowie

Właściciel jest zapewne kociarzem

Małpy świata


Na koniec dwa wypady: Winiarnia Knapów w miejscowości Krzczonowice. Na miejscu można skosztować (oczywiście za opłatą) szerokiej palety miejscowych win, a także tłoczonego tutaj soku winogronowego. Ceny nie są najniższe (3 litry soku kosztują 50 zł), ale wybór mamy spory. Mam jakiś nieopisany niedosyt po tej wizycie. Chyba właścicielka była już lekko zmęczona wcześniejszymi grupami, bo wyczuwało się lekkie napięcie, jeszcze dzieciaki rozgrzebały pięknie ułożone kamyczki wokół wejścia oraz męczyły przemiłego kociaka, aż ten uciekł w winorośl. Kamyczki musieliśmy z żoną wygrzebywać z trawy. A może to fakt, że sam z wina nie skorzystałem tylko żona. A może wszystko razem…Niemniej jednak, polecam nawet z czystej ciekawości.







Ostatnim akcentem wycieczki jest powrót do punktu wyjścia: Nowa Słupia. Najpierw przepyszne, niesamowite lody z komunistycznej niemieckiej maszyny. Lody włoskie i niewłoskie, bo na pewno o nietypowej konsystencji. Lodziarnia „Tradycja” – ul. Świętokrzyska 3. Tu warto się zatrzymać i przenieść w czasie, kiedy lody truskawkowe ze śmietaną smakowały jakby się jadło truskawki ze śmietaną. Co by nie gadać - takich z automatu nie jedliśmy dawno. Po lodach jak dawniej wyruszamy na naszą ostatnią w tej wycieczce wędrówkę. Idziemy czarnym szlakiem na szczyt Chełmowa Góra. Trasa jest bardzo łatwa i przyjemna, wszak to część Świętokrzyskiego Parku Narodowego. To tutaj w 1920 roku utworzono pierwszy rezerwat, który stał się zaczątkiem Parku. Ciekawostką rezerwatu są naturalne stanowiska modrzewia polskiego. Niektóre rosnące tu modrzewie mają ponad 300 lat.







Cieszymy się znajdującym się coraz niżej słońcem i powoli ruszamy do naszej Cytrynki, czym powoli kończymy kolejny fantastyczny urlop. Świętokrzyskie uwielbiam i zawsze chętnie wracam. Kolejnym celem jest wizyta w Sandomierzu, gdzie już byliśmy, ale o kiepskiej pogodzie. Do następnego!




Tekst: Marcin Bareła, zdjęcia: Marcin, Marzena Bareła