sobota, 10 października 2015

Majorka, 05-09 października 2015



Na Majorkę chcieliśmy polecieć rok temu, ostatecznie zdecydowaliśmy że wybyczymy się w Portugalii. Tym razem nie odpuściliśmy, mimo dawno już nadwyrężonego czasu urlopowego, życiowych zmian małych i dużych i - jak zwykle - ograniczonego budżetu. Cóż, na podróże chyba zawsze warto wygospodarować trochę czasu i pieniędzy, biorąc pod uwagę, że może już akurat danej okazji nie będzie wcale. A więc zapraszamy na Majorkę!

DZIEŃ 1: PALMA

Na Majorkę, podobnie jak w przypadku większości krajów położonych w basenie Morza Śródziemnego, lepiej pojechać poza sezonem, kiedy jest nadal gorąco, a woda w morzu pozwala na nieograniczoną kąpiel. Dobrym miesiącem jest wrzesień i październik, stąd nasz wyjazd właśnie teraz. Mimo wszystko, ciągle byliśmy zaskoczeni liczbą turystów, których wszędzie było pełno. Co się dzieje zatem w lipcu albo sierpniu? Ale co się dziwić, skoro średnia temperatura roczna to ponad 18 stopni.

Zwiedzanie zaczęliśmy w Palma de Mallorca, stolicy Balearów i Majorki rzecz jasna. Pierwszego dnia skupiliśmy się na zwiedzaniu klimatycznych uliczek, podpróbowaniu lokalnej kuchni i słynnej Katedrze La Seu. Miasto, mimo że liczy prawie pół miliona mieszkańców, jest przyjazne turystycznie i "łatwe" do zwiedzenia na piechotę. Samo centrum, z mnóstwem knajp, zabytkowych uliczek i skwerów można obejść w 2 godziny. Zwieńczeniem zwiedzania powinna być Katedra (La Seu), jedna z największych gotyckich świątyń w Hiszpanii. Jej nawa główna ma 44 metry wysokości.





W świątyni zwraca uwagę ogromna rozeta, która konwertuje promienie słoneczne w mieniące się kolorami pasma, które odbijają się we wszystkim co popadnie, tworząc bajkowe wrażenie. Jedną z wgłębień wypełnia rodzaj planszy z widocznymi elementami morskimi, czego nigdy w żadnej świątyni nie widziałem. Koncepcja pochodzi od słynnego hiszpańskiego architekta, Antonio Gaudiego, który nanosił poprawki przy okazji odnawiania Katedry. Niezwykły jest także ołtarz, nad którym wisi podwójny, nieregularny i surowy żyrandol obwieszony lampionami.

Tego dnia poszliśmy także promenadą na plażę El Portitxol. Ta malutka plaża jest znacznie przyjemniejsza niż na przykład większa, ale brudniejsza
Can Pere Antoni, chociaż ciężko mówić o przyjemnych plażach w mieście, przy hałasie ulicy.


DZIEŃ 2: ILLETES

Drugiego dnia pojechaliśmy tanim jak żurek autobusem nr 3 do miasteczka Illetes, które w same w sobie niewiele ma do zaoferowania, chyba że lubicie hotelowe udogodnienia. Miasteczko ma natomiast najpiękniejszą w całej zatoce Palmy plażę, z turkusową, krystalicznie czystą wodą, delikatnym, białym piaskiem, w otoczeniu zieleni i skał. Na miejscu są dobre bary, a do jednego z nich - Barguet - wstąpiliśmy na ailioli bread i smażoną kałamarnicę, która w smaku okazała się bardzo łagodna i nie miała charakterystycznego morskiego zapachu (czyżby zostaliśmy poczęstowani okazem hodowlanym z Chin?). Wszystko było jednakowoż bardzo pyszne, a siedzenie na tarasie z widokiem na morze to zawsze rzecz przyjemna.




Illetes otoczone jest poszarpaną zatoką, która dzieli się na piękne morskie wyżłobienia, jak ten widoczny na zdjęciu powyżej. Woda w morzu ma w październiku nadal 24 stopnie, co jest temperaturą komfortową na beztroską kąpiel. Wieczorem, po powrocie znalazł się czas na wizytę w Restauracji Casa Julio, gdzie skosztowaliśmy warzywnej zupy i lokalnej ryby z Majorki Gallo. Na popitkę padło na Sangrię, czyli mieszankę wina czerwonego, soku owocowego i cząstek owoców, cukru lub jego substytutów (miód) i troszkę brandy. Całość pyszna, jednak bardzo aromatyczna (mnie się chyba trafiły aromaty, mam nadzieję że naturalne) i ponieważ dawka jest z reguły ogromna, całość pije się godzinę. Ale efekt końcowy to pełen luz, więc działanie jest. Napój jest chroniony prawem przez UE i tylko ta pochodząca z Hiszpanii albo Portugalii może być oryginalną Sangrią.


DZIEŃ 3: SOLLER I PORT DE SOLLER

Trzeci dzień, to przejażdżka starą kolejką do Soller, małej miejscowości na północnym zachodzie. To sielskie miasteczko otoczone jest stromym pasmem gór Serra d'Alfabia, dlatego jest to niezwykle malownicza miejscowość. Stąd można także pojechać otwartym tramwajem do Port de Soller, jeszcze mniejszej i równiej bajecznej wioseczki, z jedyną plażą na zachodnim wybrzeżu. Panuje tutaj straszny gwar, a wokół pasa przybrzeżnego znajduje się mnóstwo restauracyj. Plaża nie równa się tej w Illetes, ale można śmiało popływać. Warto udać się stromą uliczką w górę, by spojrzeć na drugą stronę portu. Spora platforma funduje nam widoki na otwarte morze i urwiste klify.






Jeszcze chwilę o pociągu. Soller słynęło z uprawy owoców cytrusowych, stąd wzięła się nazwa doliny, w której leży – Valle de los Naranjos – Dolina Pomarańczy. A sam pociąg - jego dziewiczy rejs miał miejsce w 1912 roku, więc jeździ już ponad 100 lat. Wewnątrz wszystkie wagony pokryte są czerwono-brązowym drewnem makore, z okuciami z ciężkiego mosiądzu i ozdobione retro lampami. Przejeżdża przez 13 tuneli o długościach od 33 do 2876 metrów, pokonuje kilka mostów i oświetlony wiadukt “Dels cinc-ponts" o wysokości 8 metrów. Konstrukcja owego wiaduktu składa się z pięciu łuków. Trasa posiada niezliczoną ilość zakrętów, z czego niektóre przekraczają promieniem 190 metrów. Wspaniałe wrażenia zapewnia platforma, na której kolejka staje na 10 minut nieopodal Jardins d'Alfabia. Widoki są nieziemskie.


Bilet powrotny na ten zabytkowy skład kosztuje 30 Euro (!), ale trasa obejmuje nie tylko pociąg do Soller, ale także tramwaj do Port de Soller, więc cena jest adekwatna do przeżytych wrażeń.

PODSUMOWANIE

Na Majorkę polecieć warto, ale lepiej poza sezonem. Wyspa jest dobrze skomunikowana, nie brakuje autobusów i pociągów. Lotnisko jest troszkę zaniedbane, ale panuje na nim ogromny ruch. Z lotniska do centrum regularnie jeździ autobus nr 1, jednak z centrum na lotnisko rano dostaniemy się dopiero od 5.30! Ogólnie jest stosunkowo tanio, chociaż na dobry obiad dla dwóch osób w restauracji spokojnie można zabrać około 40 -50 Euro. Smakują zwłaszcza owoce morza, ryby. Polecam spróbować lokalny przysmak - Tumbet, podawany na sposób jarski, lub z rybą. Jest to rodzaj zapiekanki warzywno - rybnej. Uwaga: w niektórych restauracjach wciskają na siłę startery w postaci chleba i przeróżnych past. Warto od razu uprzedzić, że nie skorzystamy i trzeba to robić dosyć stanowczo. Majorka jest dumna z Ensaimadas - lekkich jak puch drożdżówek z przeróżnymi dodatkami. W jednej z licznych Pastelarias zajadaliśmy się bułeczkami z ciasta francuskiego z obłędnym, maślanym kremem, coś jak budyń, ale bardzo maślany. Rewelacja. Bardzo dobra, nie ustępująca tej w Portugalii jest kawa. Zupy nie są mocną stroną Majorki, ale można spróbować popularnej pomidorówki - Gazpacho. Dobra jest Paella, czyli rodzaj risotto z owocami morza, albo warzywami. Na Majorce królują prosiaczki, dlatego bardzo lubiana jest wieprzowina i prosciutto, serwowane często jako przystawka w restauracjach. Wielkie świńskie uda wiszą na wystawach sklepowych, a panie konsekwentnie ścinają paseczki prosciutto na oczach uradowanych klientów.

Obrazą wyspy byłoby niespróbowanie owoców, zwłaszcza pomarańczy albo melonów. Nawet arbuz z podrzędnego supermarketu smakuje lepiej, niż jakikolwiek arbuz w Polsce. Melony są słodkie jak miód, pomarańcze aromatyczne, a nawet winogrona zerwane gdzieś z krzaka na ulicy to sama słodycz. Zachęcają także ceny, bo co jest lokalne, to jest tanie.
Nie powinno być problemów ze znalezieniem noclegu, zwłaszcza w sezonie, ale dobrze jest wcześniej coś zarezerwować i to koniecznie w pobliżu Plaza d'Espanya, który jest główną bazą komunikacyjną Palma de Mallorca. W centrum jest drogo, dlatego warto kupować na obrzeżach, albo szukać promocji. Komunikacja tania i bez zarzutu, sieć drogowa jest dobrze rozwinięta. Pamiętajcie o kapeluszu, okularach, olejku do opalania i stroju kąpielowym, nawet w połowie października. Uwaga na wodę z kranu! Pod żadnym pozorem nie polecamy próbować. Majorka cierpi na deficyt wody pitnej, ze względu na brak rzek, dlatego latem można spotkać specjalne beczkowozy, sprowadzane z Hiszpanii kontynentalnej.
Ostrzeżenie: Majorkańczycy nie znają angielskiego! Łatwiej porozumieć się po niemiecku, albo najlepiej po hiszpańsku. Co ciekawe, kiepska znajomość angielskiego dotyczy nie tylko peryferii, ale również - o dziwo - centrum, z knajpami i sklepami.
Polecane restauracje w Palmie: Casa Julio, Gaudeix. Port de Soller: Albatros
Najtańszy sklep: Eroski
Najlepsza baza wypadowa: Plaza d'Espanya
Najlepsze plaże: Illetes







tekst i zdjęcia: Marcin i Marzena Bareła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz