poniedziałek, 6 stycznia 2020

Wycieczka: Skrzydlów - Kłobukowice - Kruszyna - Gidle - Przyrów


Piękna niedziela, 5 stycznia. Śniadanie i spontaniczna decyzja - jedziemy na jednodniówkę. Z Anteczkiem - po raz pierwszy na odkrywanie opuszczonych budynków - tzw. urbex i nie tylko... Zaczynamy od Zespołu Dworskiego w Skrzydlowie. Obiekt był pierwotnie własnością Jana Reszke, wybitnego śpiewaka operowego. Tutaj też, a mowa o połowie wieku XIX, Reszke mógł rozwijać nie tylko śpiew w pięknych okolicznościach przyrody, ale i drugą pasję jaką były konie. Była tu stadnina oraz nowoczesna stajnia sportowa. Stadnina Koni Skrzydlów - po II wojnie światowej upaństwowiona - odgrywała ważną rolę w polskiej hodowli koni angloarabskich, a od lat 60. XX w również małopolskich. Dzięki najlepszym francuskim angloarabom stanowiącym trzon hodowli w początkowych latach, dzięki niemal nieograniczonemu dostępowi do wyselekcjonowanego materiału genetycznego i wymianie fachowej wiedzy pomiędzy stadninami, urodziło się w Skrzydlowie wiele wybitnych koni sportowych.
Był tutaj także drewniany dworek myśliwski, nazywany rządcówką, ale spalił się w latach 90. Cały dworek znajdował się w pięknym parku widokowym, w pobliżu murowanego dworu Jana Reszke, kaplicy mszalnej z 1830 r. oraz pozostałości toru wyścigowego i stadniny koni rasy angielskiej. Stadnina działała jeszcze do końca lat 90. ubiegłego wieku. Obecnym właścicielem dworu jest Jarosław Lasecki. W dworze jak w horrorze - zobaczcie:

Kontynuujemy tzw. urbex, czyli odkrywamy opuszczone budynki. Kilka kilometrów od Skrzydłowa stoją ruiny Zespołu Pałacowego w Kłobukowicach. Pierwszym właścicielem był brat Jana Reszke - Edward. Na zespół składa się eklektyczny (trochę gotyku, jak i klasycyzmu czy renesansu) pałac, oraz stary spichlerz (pozostały mury) i budynek, gdzie kiedyś mieszkała dworska służba. Z dziejów współczesnych - posiadłość kupiła rodzina Marszałków w roku 2004 od Związku Młodzieży Wiejskiej. Wielkie wrażenie robi zwłaszcza XVIII -wieczny spichlerz, z wąskimi witrażowymi wnękami i bardzo przestronną piwnicą. Trochę tu strasznie - wybite szyby okien, rozlatujący się tynk, jakieś zardziewałe kosze. Brakuje tylko jednorękiego bandziora wynurzającego się gdzieś z zarośli albo wielkiego rotweilera wyskakującego nagle na drogę. Można przyjechać, ale tylko za dnia. Państwo Marszałek obecnie chcą sprzedać obiekty. Posiadłość można kupić za 4,5 mln złotych...

Wędrujemy dalej i dojeżdżamy do Kruszyny i udaje się "załapać" na jasełka w Kościele św. Macieja Apostoła. Kościół fundacji rodziny Denhoffów stanowi jeden z ciekawszych pod względem formy i dekoracji architektonicznej przykładów architektury sakralnej XVII wieku. Wyróżnia się klasą artystyczną na tle barokowych kościołów w regionie. Jego wartość podkreśla fasadowe opracowanie elewacji wschodniej oraz powiązanie z sąsiednią rezydencją. W kościele zachowały się barokowe i rokokowe elementy wyposażenia z XVII i XVIII wieku.

Tuż za kościołem stoi kolejny zespół pałacowy. Powstał w latach 30. XVII w. jako siedziba warowna ówczesnych właścicieli Kruszyny, jakim byli Denhoffowie. Na początku XIX w. pałac uległ ruinie, ale już w I poł. XIX w. jeden z kolejnych właścicieli wsi odbudował go oraz dobudował nowe pawilony. W okresie okupacji Niemcy częściowo zdewastowali i splądrowali zespół pałacowy. Po wojnie posiadłość została znacjonalizowana i utworzono w niej Dom Dziecka, a potem Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną, co doprowadziło go do zupełnej dewastacji. W latach 1971–1972 udało się przeprowadzić wstępne prace zabezpieczające, a w 1985 r. konserwatorskie. W latach 90. ubiegłego wieku zespół pałacowy zakupił potomek byłych właścicieli – książę Stanisław Lubomirski, który planował przywrócić mu jego dawny wygląd i udostępnić mieszkańcom i turystom. Brak pieniędzy na remont spowodował jednak konieczność znalezienia wiarygodnego inwestora, który przywróciłby blask rezydencji. Planem ratunkowym dla kruszyńskiej rezydencji miała być oferta angielskiej Fundacji Sue Rider. Wnętrza pałacu miały pełnić rolę muzeum, luksusowego pensjonatu i centrum szpitalno-rehabilitacyjnego dla osób niepełnosprawnych. Po zmianie dyrektora fundacji i śmierci Sue Rider wszelkie plany zaniechano. Obecnym właścicielem pałacu jest małżeństwo mieszkające w USA. Pałac robi wrażenie ale jest bardzo niedostępny - otacza go rozległa fosa, wysoki mur i ogrodzenie. Mimo to, warto podejść i się przyjrzeć, nawet zza kratownicy...

Ruszamy przed siebie, bo pogoda dobra i dojeżdżamy do miasta Gidle, by odwiedzić słynną Bazylikę Wniebowzięcia Maryi Panny. Tutaj właśnie ściągają pielgrzymi, proszący o poratowanie zdrowia, bo cudowna figurka Matki Boskiej Gidelskiej umieszczona w ołtarzu bocznym - według licznych świadectw - przyczynia się do niewytłumaczalnych dla przeciętnego lekarza ozdrowień. Ciekawostką jest, że malusieńka figurka wyorana na polu przez rolnika, mająca nie więcej niż 10cm, dzisiaj jest obiektem masowego kultu a każdego roku w maju dokonuje się tutaj tzw. kąpiołka - czyli figurkę zanurza się w poświęconym winie i to wino jest następnie sprzedawane.

Jedziemy już powoli do domku, ale jeszcze po drodze mamy Sanktuarium w Świętej Annie, które znajduje się na tradycyjnym szlaku pielgrzymek zdążających na Jasną Górę, 35 kilometrów na wschód od Częstochowy. Nazwa miejscowości pochodzi od imienia patronki tego miejsca, której cudowna figura, Święta Anna Samotrzecia, wyobrażająca św. Annę w towarzystwie Matki Bożej i Dzieciątka Jezus, czczona jest tu od ponad pięciuset lat. Zgodnie z dobrze udokumentowaną tradycją początki kultu św. Anny sięgają końca XV wieku. Wówczas w okolicznych lasach miało miejsce kilka cudownych wydarzeń. Jednym z nich było ukazanie się pastuszkowi trzech postaci, z których środkowa trzymała na kolanach Dzieciątko. Kościół ma wyjątkowo piękne wyposażenie barokowe, co mam nadzieję widać na zdjęciach:

Na koniec tej fantastycznej wyprawy jeszcze uroczy Kościółek św. Mikołaja w Przyrowie. Zbudowano go prawdopodobnie pod koniec XVII wieku, z kamienia wapiennego i przykryto drewnianym dachem, obitym gontami. Dogodne położenie i dobra infrastruktura - ławki, zadaszenie - dają znakomite warunki do odpoczynku i kontemplacji. Wracamy z żalem, ale z głową pełną dobrych wrażeń do Żarek. Tyle pięknych ale zaniedbanych miejsc jest w naszym kraju. Warto o nich wspominać, bo kto wie, czy wszystkie przetrwają próbę czasu. Do następnego!

Marcin Bareła

1 komentarz: