sobota, 2 listopada 2013

Portugalia - Sintra


W poprzednim poście całą uwagę poświęciliśmy tętniącej życiem Lizbonie. Kolejne miasto - Sintra to znacznie spokojniejsza miejscowość. Otoczone wzgórzami małe miasteczko jest historycznym miejscem, gdyż w przeszłości to tutaj królowie budowali rezydencje i spędzali czas. Do dziś miasteczko, jak na swoją niewielką powierzchnię, zadziwia ilością pałaców i luksusowych posiadłości. Najbardziej zachwycająca się niewątpliwie posiadłość Quinta da Regaleira. Wybudowana stosunkowo niedawno, bo na przełomie 19 i 20 wieku, zaskakuje mieszaniną stylów: troszkę gotyku renesansu i tzw. stylu manuelińskiego. Atrakcyjność tego miejsca to obecność przepięknego ogrodu, pokrytego egzotyczną roślinnością, bajecznej Kaplicy św. Trójcy, ale także podziemnych przejść, tworzących zaskakujący labirynt. Słowem - każdy znajdzie coś dla siebie. Jakby tego było mało - do dyspozycji gości jest ekskluzywna kawiarnia z tarasem. Nie mógł chyba lepiej zaprojektować pałacu Quinta, położonego wśród takich atrakcji włoski architekt Luigi Manini. Naprawdę wielka atrakcja Portugalii.





Godna paru słów jest studnia inicjacji - Poco iniciatico. Jest to głęboka na 27 metrów szczelina, w której mamy kręte schody jak w latarni morskiej. Niezwykle klimatyczna, przywołuje na myśl śmierć i odrodzenie. Trzeba uważać, gdyż nie jest zabezpieczona żadnymi barierkami. Dojście to jest studni prowadzi przez wspomniane wcześniej, podziemne korytarze, co podkreśla dreszczyk emocji. Dobre miejsce do kręcenia filmu grozy.



Cała posiadłość jest turystyczną perełką i nie można się nudzić. Jeżeli znudzą się nam przejścia podziemne i odkrywanie Quinty, możemy wejść na jedną z wielu wieżyczek widokowych, albo zrobić sobie zdjęcie z jednym z kilkuset rzeźb, które najczęściej są rzeźbami zwierząt:



Przepiękna Capela da Santissima Trindade (Kaplica św. Trójcy), z okiem Boga na krzyżu templariuszy, przedstawia Wielkiego Architekta wszechświata. Na zewnątrz, przy drzwiach wejściowych, statua św. Antoniego, patrona Lizbony, a w środku przepiękny witraż, opowiadający historię Nazare, miasteczka, któremu poświęcimy w całości uwagę w kolejnej części portugalskich wspomnień.




A RAPOSA

Pod tą nazwą (z portugalskiego - Lis), kryje się kosmiczna restauracja, ale zupełnie niezwykła. Łączy ona typową restaurację, winiarnię i - co rzadkie w Portugalii - dom herbaty a napój ten jest mało popularny w Portugalii. Niepozorna na zewnątrz, zaskakuje w środku. Po wejściu do środka widzimy ogromny rustykalny stół na środku pałacowego wnętrza. Sam sufit, w secesyjnym stylu z malarstwem rokokowym, zdobiony ogromnymi lampami robi wrażenie. Okna tak gigantyczne, że można by suszyć pranie. W tle gra muzyka klasyczna, a całość zdobi zabytkowy kominek, a wokoło pełno starych win. Miejsce dosłownie przenosi w inny świat. Byliśmy sami, tym bardziej czuliśmy się wręcz dziwnie w pozytywnym sensie. Ja do dziś czuję, jakbym był w muzeum, a nie w kawiarni-restauracji-herbaciarni-winiarni.






Właściciel zadbał o każdy detal. Wszystko ma tutaj sens i wszystko do siebie pasuje. Wyobraźcie sobie, że zamawiając kawę, otrzymaliśmy do mieszania...laski cynamonowe. Jeszcze większe zaskoczenie przyszło z rachunkiem. Ten przybył w metalowej puszcze, jakby szufladce, a na wierzchu paliła się świeczuszka. Obłęd. Nie muszę dodawać chyba, że kawa i zamówione ciasto czekoladowe były pyszne. Na koniec ucięliśmy sobie pogawędkę z pomysłowym i przesympatycznym właścicielem, który pochwalił się nam, że zna Lecha i Danutę Wałęsów a pani Wałęsa dosłownie tydzień przed nami gościła Sintrę, promując świeżo wydaną autobiografię. Po wymianie uprzejmości, otrzymaliśmy menu na pamiątkę, a my w zamian za całość daliśmy napiwek i polską złotówkę na pamiątkę. Na koniec zrobiłem sobie wspólne zdjęcie z właścicielem. Było to niezwykłe przeżycie, chciałbym kiedyś tam wrócić.




MOUROS I JEDZIEMY NA ATLANTYK!

W Sintrze, oferującej wiele atrakcji, postanowiliśmy wspiąć się na najwyższe wzgórze w okolicy, na którym znajduje się Zamek Maurów. Z dawnej świetności zamku pozostał dziś jedynie pas blankowanych murów obronnych, wytyczonych przez cztery kwadratowe wieże i ruiny rzymskiej kaplicy. By dostać się na miejsce trzeba pokonać niemało kilometrów stromych wzniesień, ale warto ze względu na fantastyczny widok na Sintrę, okolicę, a nawet można dostrzec wybrzeże Atlantyku, do którego będziemy zmierzać w następnym rozdziale wspomnień...







TRAMWAJ NA PLAŻĘ JABŁEK

W Sintrze kursuje regularnie zabytkowy tramwaj (rocznik 1946), który pokonując kilkanaście kilometrów, dociera aż nad ocean, na Praia Das Macas (tł. Plaża Jabłek). Podróż tym zabytkiem, który dosłownie trzeszczy ze starości to niesamowita frajda. Dodatkowym plusem jest możliwość obserwacji kokpitu motorniczych i dowolne przemieszczanie się w pojeździe. Podróż trwa 45 minut i kosztuje jedynie 2 Euro. Jadąc nieraz ostrymi pochyłościami, albo pokonując wzniesienia, na torach nie pierwszej jakości i w tramwaju, który już niejedno "przejechał" może wydawać się niebezpieczne. Mało tego, tramwajowi jakimś cudem udaje się utrzymać na torach przy skrętach rzędu 85 stopni, ale może o to chodzi, skoro to zabytkowa linia. Podróż jest fascynująca i nie można się oderwać od widoków za oknem i klimatu miejsca i chwili. Co ciekawe, nie wszyscy zdają się pamiętać, że na starych pojedynczych torach jednak coś jeździ. Pewna pani zaparkowała samochód wprost na torach (!) tak, że nie można było jechać dalej. Motorniczy musieli wysiąść z pojazdu i poszukać kierowcy. W tym czasie my mogliśmy już na dobre rozkoszować się "wolnością" i wykorzystaliśmy chwilę, dotykając wszelkie urządzenia i robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia. Nawet udało mi się zatrąbić specjalnym drążkiem nożnym :-)






Tekst i zdjęcia: Marcin i Marzena Bareła. Już niedługo ocean i Nazare!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz