piątek, 27 czerwca 2014

Kornwalia 29.05-03.06 część II




DZIEŃ 3

Tego dnia nie było wylegiwania się w łóżku, ponieważ o 7 wypływał prom na Wyspy Scilly. Była to jedyna taka okazja nie tylko zakosztować rejsu Atlantykiem na pokładzie potężnego promu, ale głównie poznać te maleńkie wysepki nieco lepiej. Scilly to archipelag kilku małych wysp, z których największa – St. Marys ma powierzchnię mniejszą od Zawiercia. To właśnie tam spędziliśmy cały niemal dzień, odpoczywając na bajecznej plaży w Hugh Town i wędrując ścieżkami przybrzeżnymi. Wyspa jest tak maleńka, że można by ją obejść w jeden dzień. My zwiedziliśmy sporą jej część, zaczynając od portu w Hugh Town, wędrując przez cudowne ścieżki z widokiem na ocean. Zatrzymaliśmy się na odpoczynek w Pelistry Bay, gdzie znajduje się Toll’s Island, czyli wysepka przy wyspie. Trafiliśmy na odpływ, więc można było spokojnie na nią wejść. Wracając do portu, skosztowaliśmy kawy w Carn Vean Tea Garden, magicznym miejscu, które przypomina zwykłe gospodarstwo agroturystyczne. Była także wizyta w Carreg Dhu Garden, ogrodzie słynącym z upraw narcyzów, gdzie na turystów czeka worek narzędzi i apel o dobrowolną pomoc w pracach pielęgnacyjnych (Oscar za pomysłowość idei!).




Nie da się opisać atmosfery, której turysta doświadcza, spacerując po maleńkiej wyspie na ogromnym oceanie. To zupełnie inne odczucie niż choćby wędrówka na półwyspach, czy nadmorskich plażach w zatłoczonych kurortach. Na tych wyspach zapomina się o czasie, pracy, niezałatwionych sprawach, czy kilku ostatnich pensach na koncie. Tam jest 6 mil dróg, na których praktycznie nie ma ruchu i 30 mil ścieżek przyrodniczych (w tym 10 nadmorskich), na których też ruch znikomy. Całkowite zawieszenie w czasie i przestrzeni. Dookoła zieleń, kwitnące kwiaty, szum oceanu i ogrody. I widok na pozostałe wyspy archipelagu, których ogółem jest 5. Można je opłynąć łódką, ale ponoć w kilku bardzo krótkich okresach w roku z wyspy do wyspy możliwe jest dojście pieszo! Włóczęga w sandałach po piaszczystym dnie oceanu w otoczeniu rajskich wysp – to musi być coś.






Tak minął 3 dzień naszej wyprawy do Kornwalii. Zdecydowanie najpiękniejszy zarówno pogodowo i pod względem przeżyć. Od razu wiedzieliśmy, że na Scilly chcemy kiedyś wrócić. A teraz kilka ciekawostek z wysp:
Na St. Marys ścieżka przybrzeżna zawadza o uwaga: lotnisko! W trakcie startu i lądowania samolotu rozbrzmiewa sygnał i zapala się czerwone światło, trzeba poczekać przed znakiem. W tym czasie możemy podziwiać w locie, w odległości kilkunastu metrów, awionetki i śmigłowce;
Na wyspie działa najmniejsza liga piłkarska świata – The Garrison Defenders;
Na wyspie Tresco działa Abbey Garden – ogród z roślinnością subtropikalną i okazami roślin z ponad 80 krajów świata;
Wyspy mają najwięcej w całej Wielkiej Brytanii czynnych stanowisk archeologicznych;
W terenie można przepłynąć się specjalną łodzią ze szklanym dnem i podziwiać życie oceanu nie zanurzając nawet stóp, jest także możliwość wypożyczenia specjalnych masek do nurkowania i obserwacji życia podwodnego.





Dzień 4


Tego dnia pojechaliśmy rowerami do miasteczka St. Ives, które leży na północnym wybrzeżu Kornwalii, około 9 mil od Penzance. Szczerze mówiąc, myślałem, że ta wyprawa będzie lekka i przyjemna, ale zaskoczyła mnie stromizna wzniesień i zamiast relaksu była ostra wspinaczka rowerowa i zmęczenie. Ale po paru godzinach udało się i dotarliśmy do St. Ives, miasteczka o tyle ciekawego, że dzieli półwyspem ocean na dwie części: jedną zatokową i spokojną, a drugą z widokiem na otwarty i wzburzony ocean. Nie mieliśmy tego dnia szczęścia do pogody, dlatego w mieście nie pobawiliśmy długo. Mnie przeszkadzał trochę tłok, spowodowany i turystami i wąskimi uliczkami, w restauracjach jakoś nie mogliśmy nic specjalnego znaleźć (nigdzie na przykład nie było krewetek!), a zimny wiatr zniechęcał do leżenia na plaży. Dlatego tylko powierzchownie zwiedziliśmy centrum miasta, zjedliśmy słynne Cornish Pastry – czyli placek z ciasta francuskiego, wypełniony mięsnym pulpetem i podsmażanymi warzywami, po czym depnęliśmy sobie z powrotem do Penzance. Z tego dnia chętniej wspominam wizytę w przepięknym ogrodzie Penlyn w Penzance, niż wypad rowerem do St. Ives. Szaleństwo.






Tekst i zdjęcia: Marcin i Marzena Bareła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz